OPIS
Wstęp
Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. To hasło tych, którzy nie dają się sprowokować. A reszta? Wystarczy wyjść poza schemat. Zażartować z tzw. wartości. Mrugnąć okiem w stronę śmiertelnie poważnych - i katastrofa gotowa. Wystarczy zasugerować, że ma się dystans do tego, co oficjalne, szacowne lub nadmiernie i bezzasadnie hołubione - zaraz znajdą się ludzie bez humoru, agelaści, jak ich nazywał Rabelais, którzy podniosą wrzawę. Wystarczy popełnić komiks w dętych okolicznościach. Taki, jak "Chopin. New Romantic".
Artysta, rysując, myślał, że wolno mu wykreować świat na podobieństwo tego, w którym zdarza się słyszeć wulgaryzm. Okazało się, że nie bardzo. Urzędnicy wiedzieli, jak zwykle, co wolno sztuce, a czego na pewno nie. Że nie powinna przeklinać, gdyż "szarga" wtedy i "kala", to dla nich jasne. Biedacy. Agelaści w myśleniu swoim zawsze są bardzo ubodzy.
Biuro Rzecznika Prasowego MSZ przemówiło z początkiem marca. Komiks "Chopin" nie będzie zniszczony. Tylko dystrybucja za granicą została wstrzymana. Ulga w narodzie? Wielki sukces dyplomacji polskiej, która uratowała wizerunek państwa? Wątpię. Kiedy dochodzi do cenzurowania komiksów, dzieje się źle. W całej aferce prowokujące jest nie to, że autor użył - we właściwym i przemyślanym kontekście - kilku słów ostrych. Prowokacją jest tylko cenzura.
Myślałem o tym w Londynie, szukając Alison Jacques Gallery's i wystawy prac Mapplethorpe'a. Znalazłem. Trochę zdjęć było. Stanąłem też jednak przed ścianą, na której wisiały plansze. Czarne. Bez fotografii. Z podpisami. Tu miał być: "Nagi mężczyzna z dwojgiem dzieci w łóżku". A obok: "Mężczyzna sikający drugiemu mężczyźnie w usta". I jeszcze kilka podobnych. Prowokujących i strasznych? Obscenicznych i obrzydliwych? Już się nie przekonacie. Ktoś podjął za wszystkich decyzję, że tego nie obejrzymy. Prowokujące są takie decyzje. Jedynie one. Nic więcej. Taką postawiłbym tezę. Prowokującą? To świetnie.
Jakub Winiarski
Publicystyka
ZAPOWIEDZI
Alleluja i do przodu!
W Polsce tradycja wielkanocnego zajączka podrzucającego prezenty nie jest zbyt powszechna, ale czy zawsze potrzebny jest pretekst, żeby komuś sprawić frajdę? Albo sobie?
We wcześniejszych zapowiedziach wydawnictw pojawiało się więcej atrakcji, ale plany się zmieniły i oferta schudła. Coś się jednak uchowało. Urzekł mnie opis "Trojki" Stepana Chapmana - postapokaliptyczna opowieść o podróży starej Meksykanki, samochodu terenowego i brontozaura przez bezkresną pustynię. Czy wspomniałem, że burze piaskowe zamieniają ich ciałami? Mnie już kupili. Przyjemnie zapowiada się też "Sto światów" N.D. Wilsona - pewien rodzaj młodzieżowej fantastyki czyta się dobrze niezależnie od wieku, ze względu na bijącą z niej radość z nieskrępowanej zabawy wyobraźnią.
Wreszcie doczekamy się "Nazwania Bestii" Mike'a Careya, kontynuacji pasjonującego cyklu o Feliksie Castorze. A w serii z rekomendacją NF znajdziecie drugą "wilkołaczo-krzyżacką" powieść S.A. Swanna. "Wilczy amulet" nie jest bezpośrednią kontynuacją "Wilczego miotu", więc można go swobodnie czytać osobno.
Na półce z komiksami pojawi się komiks Gartha Ennisa o Thorze. Zapewne nie ma przypadku w zbieżności jego publikacji z premierą kinowego "Thora" w reżyserii Kennetha Branagha. Miejmy nadzieję, że jedno i drugie okaże się godne uwagi, a nie gromu z jasnego nieba. Warto też obejrzeć się na ulicy na "Dziewczynę w czerwonej pelerynie" - doroślejszą wersję bajki o Czerwonym Kapturku.
Jerzy Rzymowski
Marek Grzywacz
IGRASZKI Z KICZEM
Kicz to bezguście, zły smak, idiotyzm. Rzecz wiadoma. Ale bywa kicz integralnym elementem pewnych gatunków. Na przykład fantastyki naukowej. Tej, której zręby, co trzeba przyznać, tworzyli nie tylko Asimov, Lem czy Dick, ale także pulpowe magazyny i filmy o inwazjach latających spodków. Kicz był w SF od zawsze i jest nadal obecny. Dobra wiadomość: można go wykorzystać.
Intencjonalne i ironiczne używanie kiczu jako estetyki określamy zwykle mianem campu. Jest wprowadzany w wielu mediach, zwykle w charakterze postmodernistycznej gry. W fantastyce filmowej używa się jej często, co potwierdzą przykłady od "Buckaroo Banzai" do "dzieł" Tromy. A w formacie telewizyjnym? Z pewnością. By uciec od oczywistości typu "Batman" z Adamem Westem, wystarczy wspomnieć kochany przez krytykę "Gdzie pachną stokrotki" ("Pushing Daisies"). Tylko z lekka fantastyczny, ale budujący swój urok na baśniowym kiczu - nasyconych kolorach, przesłodzonym retro, śledztwach nad absurdalnymi zabójstwami. Ale to nie jedyny przykład, bowiem kicz ma różnorakie zastosowania.
Kicz zwierciadłem popkultury
"Stokrotki" nie pojawiły się bez powodu, bo następny serial jest doń często porównywany. Z tym, że retro realizm magiczny zastąpiła w nim estetyka równie retro komiksów. Chodzi o "The Middleman", serial stacji NBC Kids stworzony na podstawie własnych zeszytów przez Javiera Grillo-Marxuacha, znanego z pracy przy głośnym "Lost". Fabuła śledzi losy artystki Wendy, która w tymczasowej pracy jest świadkiem ataku... czegoś i zostaje zwerbowana jako partnerka specjalisty od wszelakich zagrożeń nadnaturalnych. Haczyk? Middleman, bo tak się ów agent nazywa, jest wyjęty wprost z ugrzecznionych komiksów z lat 50-tych. Nosi obciachowy mundurek, pije mleko zamiast alkoholu, a zamiast przekleństw używa dziwnych powiedzonek w stylu Co do małpy?! Albo Słodka matko Hello Dolly! A nawet Kwiaty dla Algernona!. Ma bazę pełną gadżetów typu Middlemobil, Middlezegarek, miotacze promieni czy uniwersalny radaro-skaner. Łącznie z androidem o formie zrzędliwej recepcjonistki. Do czego to prowadzi? Do fabuł brzmiących jak koszmary pijanego Eda Wooda. Co powiecie na atak goryla, który naoglądał się filmów gangsterskich? Albo cesarzy z innej galaktyki ukrywających się pod postacią boysbandu? Pstrągi zombifikujące ugryzieniem, z których szaleniec chce zrobić napój energetyczny? Dom mody prowadzony przez sukkuby? Przeklętą tubę z Titanica? Intrygi tak idiotyczne, że nawet bohaterowie to komentują, są pretekstem do żartów z dorobku popkultury.
Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz
PRZEGLĄD PRASY Z LAMUSA CZ. 2
"Bywają sny prorocze..."
Interpretowanie snów to jedna z najstarszych zabaw ludzkości, a wszelkie prace na ten temat zwykle zaczynają się od sakramentalnego już w starożytności... Senniki oraz instrukcje dotyczące tego, jak ze zwykłego snu zrobić sen proroczy, często były jedną z dwóch posiadanych książek (drugą była Biblia).
Nic dziwnego, że prasa traktowała sny jako niewyczerpany rezerwuar tematów na każdą okazję - zawsze komuś mogło się przyśnić coś, co post factum okazywało się zapowiedzią niezwykłych wydarzeń. Majaki i koszmary z lubością analizowano na łamach prasy brukowej. Co prawda z niechęcią zauważano, że najwięcej ma tu do powiedzenia psychoanaliza, według której całą teorię oneiromancji można wyrzucić wraz z sennikami do kosza, ale zwykle komentowano to cytatem z Szekspira: nauki ścisłe długo jeszcze nie będą mogły ogarnąć i w całej rozciągłości zbadać rozległego państwa snów.
Z księgi snów i widzeń
Najczęściej sny omawiane na łamach czerwonej prasy dzieliły się na dwie kategorie. Pierwszą z nich była opowieść o Kopciuszku, której przyśniło się bogactwo. W listopadzie 1934 roku "Nowiny Codzienne" opisywały historię sierotki ze słowackiej wsi, której przyśniło się, że otrzymała od konsula amerykańskiego list, polecający jej zgłosić się z dokumentami jako spadkobierczyni zmarłego Amerykanina. W Nowym Jorku bowiem znajduje się dla niej u notarjusza przeszło miljon dolarów. Na jawie sierotka zapomniała o całej sprawie i wyszła za mąż za biednego chłopaka, aż tu po kilku latach dowiedziała się, że konsulat amerykański poszukuje spadkobierczyni zmarłego w Colorado bezdzietnie miljonera Jana Bezniczka, którego ona była jedyną żyjącą krewną. Rzecz jasna, popłynęła za
Michał Hernes
MECHANISTYCZNA PARADA MIŁOSNA
czyli fantastyczne prowokacje w prowokującym skrócie
Peter Jackson zawsze miał bujną wyobraźnię i poczucie humoru. Zanim przeniósł na ekran "Władcę Pierścieni", płatał figle, na które nabierał mieszkańców rodzimej Nowej Zelandii. Kawalarzem bywał też Lem, autor recenzji nieistniejących książek. Fantaści po prostu lubią prowokować. A wszystko, co fantastyczne, świetnie się do prowokowania nadaje. Oto prowokujący przegląd zjawisk prowokujących.
Lista prowokatorów przedstawia się imponująco, co zmusza do dokonania selekcji. Godne uwagi są prace surrealisty Francisa Picabia, któremu zdarzało się kpić z futurystów i ich kultu maszyn. Dobrze zaprezentował to w mechanistycznej "Paradzie miłosnej", gdzie - posuwając się do sporej nadinterpretacji - rzekomo pokazana jest orgia, ale nie ma w niej miejsca dla ludzi. Czyżby to pesymistyczna wizja zwiastująca przyszłość, w której zostaniemy zastąpieni przez maszyny? To raczej za daleko posunięta teza. Sensowniejsze wytłumaczenie zaproponował inny przedstawiciel surrealizmu, Patrick Waldberg. Napisał on, że Picabia ośmieszał wszystko, co w sztuce nowoczesnej zgłaszało pretensję do traktowania serio. Słowa "szkoła", "doktryna" lub "grupa" wystarczyły, aby wyzwolić u niego gromkie wybuchy śmiechu. O słuszności tej opinii doskonale świadczy obraz "Święty nad świętami", przedstawiający... samochodowy klakson. "Najświętsza Panienka" jest z kolei atramentowym kleksem, a "Portret młodej Amerykanki" to monumentalna samochodowa świeca, której towarzyszy napis For ever.
Od Edypy do Hitlera
Thomas Pynchon prowokacyjnie i nieprzypadkowo nadał głównej bohaterce swojej przezabawnej i paranoicznej powieści "49 idzie pod młotek" imię Edypa. Natomiast Vernon Sullivan to chyba jeden z nielicznych, jeśli nie jedyny przykład nieistniejącego pisarza, z którym chciano procesować się za niemoralność i epatowanie seksualnością. Skazano go na zapłacenie stu tysięcy franków za obrazę obyczajowości. Po apelacji wyrok zamieniono na piętnaście dni więzienia, ale ostatecznie zakończyło się na amnestii.
To jednak nie koniec wyczynów Sullivana. W pewnym momencie zaczął z nudów wymyślać różne normy, chociażby "Gamę znormalizowanych przekleństw dla przeciętnego Francuza". Pod pseudonimem w rzeczywistości ukrywał się zwariowany francuski pisarz, poeta, muzyk, aktor, scenarzysta i tłumacz Boris Vian. Początkowo twierdził, że odpowiada tylko za tłumaczenie książek autora "I wykończymy wszystkich obrzydliwców". Aliasów miał więcej - podpisywał nimi teksty, którymi zapełniał redagowane przez siebie czasopismo "Jazz News". Od 1951 roku stał się propagatorem literatury SF. Skandal wywołał antywojenny recital Viana pod tytułem "Dezerter", wystawiany w czasie wojny Francji z Indochinami. Napisał też scenariusz do ekranizacji swojej bulwersującej powieści "Napluję na wasze groby", ale producenci narzekali, że tekst sprawiał wrażenie, jakby nie był pisany serio.
Jerzy Rzymowski
GRA O TRON
17 kwietnia będzie miała miejsce światowa premiera serialu "Gra o Tron" stworzonego na podstawie bestsellerowego cyklu fantasy "Pieśń Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina. Wśród fanów gatunku to najbardziej wyczekiwane wydarzenie tego roku.
Akcja "Gry o Tron" rozgrywa się w krainie Westeros. Kilkanaście lat wcześniej zbuntowali lordowie wystąpili przeciw szalonemu władcy Aerysowi Targaryenowi. Król zginął, a dwoje jego ocalałych dzieci musiało opuścić ojczyznę. Żelazny Tron - królewskie siedzisko wykonane z przetopionych mieczy - przypadł jednemu z buntowników, Robertowi Baratheonowi.
Opowieść zaczyna się gdy Robert zwraca się do swego przyjaciela, lorda Eddarda Starka o to, aby ten opuścił rodzinną twierdzę Winterfell i został królewskim namiestnikiem w stolicy. Honorowy i na wskroś uczciwy Stark niechętnie przystaje na tę propozycję i ląduje w samym centrum dworskich intryg. Przekonuje się, że jego poprzednik został zamordowany, zaczyna dociekać, kto i dlaczego mógł doprowadzić do tej śmierci. Prawda jest wyjątkowo niebezpieczna, a śledztwo Neda uruchamia wydarzenia, przez które całe królestwo stanie w ogniu.
Jednocześnie za morzem, rodzeństwo Targaryenów szuka sposobów przywrócenia dawnej chwały swemu rodowi i odzyskania korony Westeros. Natomiast na dalekiej północy, za wielkim lodowym Murem, pilnowanym nieustannie przez Nocną Straż, budzi się pradawne, nadprzyrodzone zło.
Jakub Ćwiek
USZLACHETNIANIE FLAKÓW
Nie pierwszy raz rzeczywistość kopie mnie w tyłek i drwi sobie z mojej wyobraźni. Czegokolwiek bym bowiem nie wymyślił, na jak bardzo absurdalny pomysł nie wpadł, zaraz się okazuje, że ktoś tam - czasem na drugiej półkuli, czasem w mieszkaniu obok - nie tylko wydumał coś bardziej udziwnionego, ale nawet wyszedł poza teorię. Urzeczywistnił swoją chorą wizję. Słowo Wam daję, coraz trudniej dziś wymyślić coś naprawdę szalonego a przy tym oryginalnego. Jakby otaczali mnie sami wariaci.
Teatr ProScenium z Wrocławia nie wsławił się wcześniej żadnym niezwykłym dokonaniem, żadną głośną premierą, która obiłaby mi się o uszy. Zaskakujące, bo scena nie tylko działa od półtora roku, ale też, przynajmniej z początku, dysponowała niemałym budżetem. Szybki Google doniósł, że ProScenium zaczęło z hukiem, "Producentami" z chorzowskiej Rozrywki, a zaraz potem doprawiło "Bogiem" Allena w interpretacji Jandy. Wejście doprawdy smocze, tylko co z tego, skoro zupełnie pozbawione reklamy, a i potem jakoś zabrakło pary? Teraz jednak okazuje się, że okres ciszy był jedynie czasem na nagromadzenie sił. Dziś już wiemy, po co.
"Festiwal makabry". Już z nazwy widać, że to coś bardziej dla kolegi Orbita, ale jemu pisać o tym wydarzeniu nie wolno, etyka zabrania, więc pozwólcie, że jednak w kilku słowach ja.
Łukasz Orbitowski
POLOWANIE NA MUMINKI
Przekonany, że świat nieodmiennie zmienia się na gorsze, wyczekiwałem posuchy, a tu proszę: zima odznaczyła się wysypem frapujących tytułów.
Owładnięty nieopisanym smutkiem rozmyślałem o przyszłości tej skromnej rubryczki. Jej losy, w pewnym stopniu, zależą ode mnie: mogę przecież oszaleć z rozpaczy w każdej dowolnej chwili, ewentualnie polec, bawiąc się w rycerza, gdzieś pomiędzy lokalami turniejowymi. Wolno mi także - tak myślę - zatrzasnąć się w klatce utrapień czy też ekstatycznego szczęścia tak szczelnie, że nie wydostanie się stamtąd ani jedno słowo. Gdyby to zależało od tak prostych, gdyż związanych ze mną czynników! Niestety, pozostaję bezradnym zakładnikiem dokonań współczesnych filmowców, którzy nie uznali za słuszne rozpieszczać mnie w minionym roku. Mówiąc wprost, sensownych, acz niezależnych filmów fantastycznych ukazało się mniej niż niewiele. Przekonany, że świat nieodmiennie zmienia się na gorsze, wyczekiwałem posuchy, a tu proszę: zima odznaczyła się wysypem frapujących tytułów. Norweski "Trolljegeren" jest tylko jednym z nich.
Recenzje
KSIĄŻKI
-
antologia, Steampunk
-
antologia, Wielka księga fantasy
-
antologia, Wielka księga science fiction
-
James P. Blaylock, Widma minionych nocy
-
Piotr Bojarski, Kryptonim Posen
-
Gail Carriger, Bezduszna
-
Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz Jr., Efemeryda
-
Brian Herbert, Kevin J. Anderson, Czerwie Diuny
-
Pittacus Lore, Jestem numerem cztery
-
Jozo Niznansky, Pani na Czachticach
-
Karina Pjankova, Z miłości do prawdy
-
Sarah Prineas, Złodziej magii - Zagubiony
-
Michał Protasiuk, Święto rewolucji
FILM
-
JEŻ JERZY. Reżyseria: Wojtek Wawszczyk, Kuba Tarkowski, Tomek Leśniak
-
MEDIUM (Hereafter). Reżyseria: Clint Eastwood.
-
OCZY JULII (Ojos de Julia). Reżyseria: Guillem Morales.
DVD
-
DONNIE DARKO. Reżyseria: Richard Kelly
-
SCOTT PILGRIM KONTRA ŚWIAT (Scott Pilgrim vs. The World). Reżyseria: Edgar Wright.
KOMIKS
-
DYLAN DOG: MORGANA. OPOWIEŚĆ O NIKIM. Scenariusz: Tiziano Sclavi. Rysunki: Angelo Stano.
-
PINOKIO. Scenariusz i rysunki: Winshluss
Opowiadania polskie:
-
Tomasz Kołodziejczak - PLANETA WĘŻA
-
Jerzy Grundkowski - RADOSNA PRZYSZŁOŚĆ
-
Adam Synowiec - PEWNEGO RAZU ZA SIEDMIOMA ŚWIATAMI
Opowiadania zagraniczne:
-
Ted Kosmatka - SLOWA NA N
-
Karl Schroeder - BOHATER
-
Vylar Kaftan - ŻYJĘ, KOCHAM CIĘ, DO ZOBACZENIA W RENO