Od samego początku nie byłem entuzjastą motywu zaślubin Batmana i Kobiety Kot. Cykl Kinga miał masę słaby zeszytów i tylko kilka pozytywnych przebłysków. Na "Ślub" czekałem jak na finałowe, jakościowe odrodzenie serii. Kolejny raz się zawiodłem. Połowę albumy można przekartkować, nic znaczącego się tam nie dzieje. Kolejne wizyty u alternatywnych Batmanów, wychodzą mi w głównych cyklach bokiem. Nawet powrót Booster Golda mnie nie uradował, choć miał kilka trafnych żartów. Joker pisany przez Kinga nie leży mi, nie bawi, nie przeraża i ma pisane słabe dialogi. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie napisał o jednej naprawdę świetnej scenie w komiksie tej, w której Alfred rozmawia z Brucem o świadku na ślub. A finał... zabrakło odwagi?konsekwencji?po co to wszystko? I jeszcze na dokładkę Bane który rzuca kolejny tekst o łamaniu...mogli, chociaż to sobie darować.

Mamy o to glowny event, ktory z duza doza pewnoscia powinien byc uwiecznieniem wstepniakow, tj. glownie 2 poprzednich tomow. O ile 5 tom, jak dla mnie byl perelka wsrod tomow serii Batman Odrodzenie, o tyle t. 6 zaliczyl maly spadek formy. Mialen nadzieje, ze sam "Slub" to wynagrodzi. Niestety troche sie rozczarowalem. Sporo w nim niepotrzebnych przerywnikow dokladajacych tylko stron do ogolnej ich liczby w komiksie. Plusem jest na pewno scena w kosciele, i to za nia daje na wyrost ocene 4, bo sam tom zasluguje na 3. Mimo to mam nadzieje, znow, ze tom 8 podgoni te niedorobki. A ta nadzieja wziela sie z tego, ze tu tomy poprzedzajace sa lepsze od mainevent'u i obecnosc Mr. Freeze'a, ktory jest 1 z moich ulubionych superlotrow z galerii wrogow Batmana. Polecam Sklep Gildie.

Jak kupowałem, bałem się, że padnę przed zakończeniem lektury od nadmiaru słodyczy. Ale nie jest źle. Booster Gold zagrał na wariata i odtwarzał rolę Jokera, sam Joker to taka scena rodem z Tarantino, gdzie idiotyczne dialogi na cztery nogi płyną sobie jako woda w kranie i choć niewiele z nich wynika, to atmosfera absurdu podkręcona jest do najwyższych rejestrów. Sama okładka jest tak zjeb..., że aż oczy pieką, bo środek wcale nie jest tak cukierkowy. W nosie mam jak toczą się dzieje Batmana i Catwomany, byle działo się interesująco. Taki rozwój wydarzeń jest dla mnie wystarczająco dobry, bym nie jęczał. Choć przyznam, że nie wnikam zbyt głęboko i nie analizuję dogłębnie historii o Batmanie, bo to Batman i tyle. Przynajmniej nie wałkowano kolejny raz spisku kilku poprzebieranych w dziwaczne kostiumy bandziorów w ten sam sposób, co zwykle. A to już coś.

Zeszyty z Booster Goldem, który jest totalnym idiotą to złoto(niezamierzony suchar). Dalej również bawiłem się świetnie. Joker pisany przez Tima Seeley'a mnie nie zawiódł, jego irytacja z powodu braku zaproszenia na ślub świetnie wpisuje się w charakter i absurd tej postaci, miałem sporo radochy czytając niemal cały tom... Do nieszczęsnego, ostatniego zeszytu, który jest okropny. Z Catwoman zrobiono idiotke, w dodatku ta gadka o oczach... Szkoda gadać. Tym niemniej jeśli lubiliście do tej pory tego Batmana to polecam.

Ta seria zaczęła się naprawdę przyzwoicie, ale to do czego doszło w tym tomie przechodzi wszelkie pojęcie. To nagromadzenie tylu głupot i niedorzeczności, że naprawdę trudno wyobrazić sobie coś gorszego. Większość scen to poziom historyjek dołączanych do gum do życia, które chyba wymyśliło 4-letnie dziecko o zażyciu LSD. Najgorszy komiks z Batmanem jaki dotąd czytałem, aż szkoda rysunków do tak idiotycznej fabuły.

Ta seria zaczęła się naprawdę przyzwoicie, ale to do czego doszło w tym tomie przechodzi wszelkie pojęcie. To nagromadzenie tylu głupot i niedorzeczności, że naprawdę trudno wyobrazić sobie coś gorszego. Większość scen to poziom historyjek dołączanych do gum do życia, które chyba wymyśliło 4-letnie dziecko po zażyciu LSD. Najgorszy komiks z Batmanem jaki dotąd czytałem, aż szkoda rysunków do tak idiotycznej fabuły.