Komiks wydmuszka. Bardzo ładnie narysowany, napakowany akcją po same brzegi, ale kompletnie bezwartościowy fabularnie. Główna historia poza efektowną rozwałką nie niesie za sobą absolutnie nic ciekawego. Scenarzysta Rob Williams nie bawi się w zawiłości intrygi i rozwijanie rysów charakterologicznych postaci, zamiast tego wrzuca czytelnika w sam środek wielkiej rozróby, licząc na to, że efektowną akcją przykryje wszystkie niedostatki warstwy fabularnej. Pewnie jest grupa odbiorców, która łyknie taki styl bez zgrzytania zębami, szczególnie, że Williams może liczyć na wsparcie znakomitego rysownika Jima Lee. Pod względem graficznym komiks ten (a przynajmniej jego główna część) prezentuje się bardzo okazale. Ja jednak oczekuje czegoś więcej. Problemem tego komiksu są liczne błędy logiczne oraz głupie rozwiązania, z których najbardziej uderzającym jest wątek romansowy Killer Croca z June Moon (seks kobiety z humanoidalnym krokodylem to coś, co mocno wyrasta poza ramy mojej estetyki). Inna sprawa, że główna historia jest bardzo króciutka (zajmuje mniej więcej połowę objętości komiksu), a resztę stron tego albumu wypełniają nic nie warte zapychacze w postaci kilku dodatkowych epizodów. https://comicbookbastard.blogspot.com

Gildia na medal. Komiks jak w tytule, rozrywka na wysokim poziomie.

Fabuła jest okrutnie głupia, ma się dziać, mają być wybuchy, ma być bezkrwawy wariant wyrzynki, wszystko to jest. Rysunki Jima Lee są fajne, obrazki pozostałych rysowników też. Szkoda, że scenariusz napisano na kolanie, bo skoro ma to być komiks dla dzieci, to nie trzeba się za bardzo wysilać. Średniak, ale taki z nieco niższej półki, jeśli takowe w ogóle istnieją... Tylko dla świadomego czytelnika, który jest uzbrojony w wiedzę, że nie ma w tym arcydziele niczego, co można by odkryć, bo wszystko jest kalką kalki, wariantem innego wariantu. Swoją drogą, gdyby scenariusz pisał Manara, pewnie zobaczylibyśmy scenę seksu z udziałem Killer Crocka...