Każdy czytelnik komiksów spod szyldu superhero wie, że śmierć superbohaterów, szczególnie w uniwersum Marvela, jest rzeczą bardzo względną. Zabijanie wiodących postaci przyciąga wprawdzie czytelników, ale nawet najwięksi fani najczęściej już przyjmują je ze wzruszeniem ramion. Wiadomo w końcu, że bohater przecież wróci. Co nie znaczy, że nadal nie można opowiadać dobrych historii o zgonach obrońców sprawiedliwości, a jedną z nich – nie tyle dobrą, co rewelacyjną – jest „Śmierć Kapitana Ameryki”, będąca zwieńczeniem pewnego etapu rewolucyjnej opowieści Eda Brubakera. Komiks częściowo znany już w Polsce dzięki tomowi Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela „Poległy syn”, stanowiącym też znakomite uzupełnienie przedstawionych tu wydarzeń.

Właśnie nie można opowiadać dobrych historii, kiedy wiadomo że wróci .Przecież te powroty do życia umniejszają całe ich poświęcenie .Chyba nie potrafię naprawdę dobrze ubrać tego w słowa, ale przez to te historie po prostu tracą na znaczeniu . Ta historia była fajna, tylko z tego co pamiętam, jego powrót został przeprowadzony w jakiś idiotyczny sposób .Osobiście wolałbym żeby pozostał martwy -wtedy jego śmierć byłaby czymś znacznie większym niż śmierć Kapitana Marvela .

Po mocnym spadku poziomu w tomie 2, tom 3 wraca już na dawne, znane z "Zimowego Żołnierza" tory.