„- Tak- wyszeptalam. - Zabierz mnie do domu”. Nie sądziłam, że ta książka będzie miała ponad 500 stron, ale czytało się ją dość sprawnie przez to, że bohaterzy byli tacy… słodcy. Shy skradła moje serce sobą- po prostu. Lubię takie „proste” i nieskomplikowane postaci. Przeżywałam z nią wszystkie wzloty i upadki, równie mocno jak ona nienawidziałam jej ex, ale i miałam ochotę nie raz złapać ją za ramiona i mocno potrząsnąć, a jej przyjaciółki były moimi. Jeśli chodzi o Noaha- to taki typowy książkowy mąż. Myślę, że nie jedna z Was bardzo szybko się w nim zakocha. No i oczywiście królowa- Gennie. Ta dziewczynka swoimi tekstami sprawiała, że nie raz i nie dwa wybuchałam głośnym śmiechem. To wszystko zamknięte w małym miasteczku, czyż może być lepiej? Jeśli chodzi o książki w których akcja dzieje się wolno, jestem gdzieś w połowie. Z jednej strony trochę mnie to nudzi, ale z drugiej dzięki temu możemy bardziej zrozumieć poczynania głównych bohaterów i ich emocje czy wybory. Jednak zaznaczam, że tutaj coś zaczyna się dziać dopiero w połowie. Podsumowując, jest to idealna, słodka wakacyjna powieść (chociaż pojawiają się moment grozy), gdzieś widziałam opinie, że po przeczytaniu książki, aż chciałoby się taką swoją farmę mieć- podpinam się. Cudowny klimat. A jeśli o cudowności mowa… widzicie te barwione brzegi… przepiękne. Cała jest wydana cudownie. Papierowe serca, robicie to dobrze 💘 *To jest moja prywatna opinia. Zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnego zdania.