OPIS
Monika Braun jest niemałą nagrodą za trud nadążania za jej myślą, w której żyją myśli zmarłych myślicieli. Oni głosu już nie mają – zdali go na nas, jako i my zdamy go w dziedzictwie tym smarkaczom, co się nawet jeszcze nie porodzili. Książki czułych metafizyków zawsze są o tym samym, lecz każdy z nich, jak kornik kręci w bezmiarze możliwych słów swoją własną, niepowtarzalną a krętą ścieżkę. Gdy podążamy za słowem metafizyka, mamy pewność, że jest jedyne i niezastępowalne, choć w końcu podobne do tysięcy innych mądrych słów. I właśnie w tej niepowtarzalnej powtarzalności metafizyki wykłada się i uwierzytelnia prawda. Monika Braun ma ucho do prawdy. Jest prawdomówna. I właśnie dlatego, że tak skrzętnie wymiata ze swoich tekstów fałszywe nuty, są one tak ujmujące, miłe dla ucha i umysłu. To niełatwa sztuka, bo, wierzcie mi, pokusa egzaltacji i tromtadracji jest w rzemiośle filozofa przemożna. Podobnie jak pokusa ckliwości i banału. Za nic nie płacą filozofom tak dobrze, jak właśnie za zdradę tego powołania do nasłuchiwania prawdy i starannego poszukiwania dla niej trafnego słowa. To tak jak z muzyką – za melodyjność i forte płacą lepiej niż za cichy, szlachetny liryzm i skupienie. I z aktorstwem, które czym oszczędniejsze w środkach, tym oszczędniejsze w gażach. Ze Wstępu Jana Hartmana