OPIS
To książka ważna i poruszająca, z rodzaju tych, które rzadko dziś powstają, bo pisane są nie dla samych autorów, z intencjami budowania marki, zdobywania lajków i followersów na Facebooku, pozyskiwania nagród i wynagrodzeń, ale rzeczywiście – dla kogoś innego, o kim się pisze, a kto nie jest szczególnie popularny, o kim się pisze dla upamiętnienia i ze zwyczajnej potrzeby serca. To książka o jednej kobiecie – poetce, napisana przez dziesięciu mężczyzn – krytyków i historyków literatury, z których część znała Helenę Raszkę osobiście, czego wyrazem są wspomnienia dyskretnie wplatane w tkankę interpretacji oraz to, że mówiącego „ja” nie nazywa się „podmiotem lirycznym”, ale „poetką”, mającą „prawdziwe” uczucia, rodzinę, biografię, ulubione miejsca i kolory. Przyjęcie takiej personalistyczno - -idiograficznej perspektywy oznacza tutaj rezygnację z podporządkowania lektur modnym dyskursom tak zwanej nowej humanistyki, studiom ekokrytycznym, postsekularnym czy afektywnym. Autorzy tej książki piszą po prostu: „naturalne otoczenie”, „niematerialny sens” albo „miłość”, skupiając się na konkretnych wierszach bądź na ich konstelacjach, częściej zresztą na tych pierwszych, co przejawia się w tym, że początkowa część zbioru, Zbliżenia, obejmuje większość szkiców, a kolejna, Przekroje – tylko trzy. Objaśniając to podejście, Piotr Michałowski stwierdza, iż chodzi - łomu o taką formę upamiętnienia, „która dorobku nie monumentalizuje, lecz go ożywia w twórczej polifonii odczytań, jaką jest zbiór interpretacji utworów Poetki”; o „zarówno (po)ruszanie słów Poetki, jak (po)rusza - nie słowem – w kreatywnym dialogu komentatora z komentowanym tekstem”. Tę intencję udało się w Niepospolitym ruszeniu słów… zrealizować właśnie w jej różnych wymiarach, bo liryka Heleny Raszki zostaje tutaj wprawiona w ruch – ożywiona w przecinających się ze sobą lekturach, a zarazem ujęta w taki sposób, że wzbudza emocje i prowokuje do dialogu.
Z recenzji wydawniczej dr hab. Doroty Wojdy