OPIS
Właściwie to się tego spodziewał. Nie przypuszczał jednak, że przyjdą po niego nocą. Jak złodzieje. Kto wie, może bali się reakcji ludzi, a może nie chcieli robić z niego męczennika… przynajmniej nie wtedy… Gdy tak rozmyślał o tych ostatnich dniach, wrócił wspomnieniami do października 1910 roku. Stanął, pamięta to jak dziś, przy łóżku umierającej matki, a ona powiedziała: „Stefek, ubieraj się!”. Z prostotą dziewięciolatka pobiegł do sieni i narzucił palto. „Nie, nie tak – usłyszał – inaczej się ubieraj”. Nie zrozumiał. Dopiero po pogrzebie ojciec wytłumaczył mu, co miała na myśli: „Masz się ubierać w cnoty, gotować się do swojej przyszłej drogi”. Przyszła droga… Jak wiele od tamtego czasu się zdarzyło. Kapłaństwo… wojna… po niej wczesne biskupstwo, a zaraz potem prymasostwo. No a teraz to uwięzienie… Nie widział nawet, gdzie jest i co zamierzają z nim zrobić, lecz już dawno temu pojął, że jeśli sam Bóg zdecydował się cierpieć i dorastać w swoim człowieczeństwie, to dlaczego on nie miałby pozwolić na dorastanie Boga w sobie…
Oto barwna i przejmująca opowieść o uwięzieniu prymasa Wyszyńskiego w Stoczku. O tym, co wówczas spędzało mu sen z powiek, o współwięźniach, którzy na niego donosili, i o tym, co pozwoliło mu ten okrutny czas przetrwać i stać się jeszcze mocniejszym.