OPIS
Kto nie kojarzy nazwiska Bukartyk, powinien się wstydzić - nie codziennie w końcu nasza ziemia rodzi takie talenty. Każdy zdrowy na umyśle człowiek nie powinien mu jednak zazdrościć sukcesów, ale wrażliwości, spostrzegawczości i tego, co Bukartyk (znowu) wyprawia z ojczystym językiem. Artysta w piątkowe poranki (ok. ósmej czterdzieści) występuje na tzw. żywca w radiowej Trójce w audycji Wojciecha Manna. Zwykle śpiewa coś wymyślonego kilka godzin wcześniej... Pan Wojtek jak dotąd go nie zwolnił, więc chyba jednak czasem bywa fajnie. Tak czy inaczej ta płyta zawiera właśnie te kawałki - pisane w noce z czwartków na piątki. To najdłuższa płyta jaką w życiu nagrałem i mam nadzieję, że nie będziecie mieli o to pretensji. Osiemnaście kawałków, których w zasadzie nie łączy nic prócz okoliczności powstania - z nielicznymi wyjątkami (teksty ze starego pudła w liczbie czterech sztuk) pisałem w czwartkowe noce, a grałem w piątkowe poranki na żywca w Trójce. Na wybór akurat tych utworków spory wpływ mieli słuchacze. Gdyby nie ich radosna reakcja, być może nie przyszłoby mi do głowy utrwalanie dla potomności ballady o Janku lotniku, jarającym skręta premierze, czy o leśnym karzełku - dyktatorze mody. No cóż, nie są to dzieła wyszukane w formie, nie szkice nawet, raczej maźnięcia pędzlem ławkowcem, z którego farba pryska równo - na modela, na malarza i na publikę. Malarz bawił się dobrze, publika chwilami też, a modeli ostatecznie nikt nie prosił, żeby się pchali pod pędzel. A zresztą o sprawach, które sprowokowały mnie do napisania tych piosenek nikt już za chwilę nie będzie pamiętał, podobnie jak o ich bohaterach, mam nadzieję. Kończąc dodam jeszcze, że znajdziecie tu też utworki bardziej serio, oraz to, że po raz pierwszy w życiu śpiewam sopranem koloraturowym w towarzystwie kwartetu smyczkowego. I to nie jakiegoś tam kwartetu, a słynnej - tudzież wybitnej - Grupy MoCarta - opowiada sam zainteresowany. (Media Solution)