Akcja, akcja i jeszcze raz akcja, Takahiro tworząc scenariusz do kolejnych części serii, miał jasno określony plan, że fabuła musi z każdą kolejną częścią nabierać coraz większego tempa, a walki muszą zajmować coraz to więcej miejsca. Dynamiczne potyczki wcale jednak nie wykluczają bardziej merytorycznej treści. Widzimy jak członkowie Night Raid, muszą godzić się ze stratą swoich bliskich i jak coraz bardziej zaciera się granica dobra i zła. Świetnym posunięciem fabularnym jest jasne pokazanie, że zabójcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich czyny wcale nie są chwalebne i prędzej czy później będą musieli odpokutować za swoje zbrodnie. W tomikach znalazło się również odrobinę miejsca na retrospekcje, pokazująca przeszłość niektórych postaci. Czytelnik ma okazję poznać wydarzenia, które ukształtowały zarówno Esdeath, jak i Najende, ich przeszłość nie należała do najprzyjemniejszych, ale każda z nich inaczej postanowiła pokierować swoim losem. Podobnie jak w poprzednich tomach nie zabrakło tutaj również nutki humorystycznej, a dodatkowo pojawia się tutaj mały, ale przyjemny wątek romantyczny. Znacznemu rozwojowi uległa pokazywana w komiksie przemoc. O ile w poprzednich tomach krew i widowiskowa eksterminacja wroga była widoczna, ale zachowywała pewne granice, tutaj autorzy postanowili pójść o krok dalej. Są momenty, kiedy z kadrów mangi wylewa się sadyzm i fascynacja przemocą (niektórych postaci), ale również pokazane są tortury, fetysze czy dewiacje seksualne (gwałty, pedofilia itp.). Nie ma tego nazbyt dużo, ale i tak w kilku monetach manga może być ciężkostrawna dla bardziej wrażliwych czytelników, tym bardziej że jest ona dedykowana odbiorcy 16+.
Niestety jest kilka momentów, w których czytelnika może dopaść dysonans poznawczy. Pierwsza taka sytuacja pojawia się w momencie śmierci jednego z członków Night Raid, który dopiero co dołączył do jednostki. Postać ta moim zdaniem zbyt szybko została wyeliminowana, biorąc pod uwagę jej potencjał, na dodatek jej śmierć była kompletnie bezsensowna. Drugi moment to pojawienie się nowych użytkowników teigu w stolicy. Sam szkielet pomysłu, być może nie jest zły, miał ona na celu pokazanie, że członkowie Jaegers również mają swoje uczucia i tak bardzo nie różnią się od rebelianckich zabójców. Jednak już samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia, wpasowują się oni w dotychczasowy klimat fantasy, niczym przysłowiowa pięść do nosa. Nie są ni straszni ani śmieszni, co najwyżej dziwni i to tak jest bardzo delikatnie określenie. Kompletnie nie wiem skąd taki pomysł na takie postacie, ale był on kompletnie nietrafiony.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 27.10.2019