OPIS
Tom „Słodkie życie” Romana Małynowskiego to trzynaście opowiadań, które właściwie można uznać za szkic pewnej obyczajowości – na wskroś współczesnej, nowoczesnej, codziennej. Czy li tylko ukraińskiej? O tym później. Opisane na kanwie bieżących wydarzeń (Dwadzieścia pięć dni), przefiltrowane przez magiczny realizm (Ostatni seans w kinie „Melancholia”), precyzyjnie oddające batalistyczne detale niczym klasyczna powieść historyczna (Święty Benedykcie, módl się za nami), ujęte w grę jak u Cortazara (Bankiet), czy wreszcie pomniejszone do skali mikro kryminały utrzymane w stylistyce science fiction (Kairski ekspres) są tekstami, które można określić tytułem powieści innego ukraińskiego pisarza – Tarasa Prochaśki – „Z tego można zrobić kilka opowieści”. Skądinąd obaj autorzy mieszkają w tym samym mieście – Iwano-Frankiwsku i być może snucie zajmujących opowieści jest czymś w rodzaju miejscowego genius loci.
Czy opowiadania z tomu Słodkie życie są tak przezroczyste jak u Nabokova w Feralnej trzynastce? Któż to wie… być może tak jest. Konstrukcyjnie stanowią solidną budowlę. W topografii świata przestawionego poruszają się wyraziście narysowane postaci, pomiędzy którymi przestrzeń drży od wewnętrznego napięcia. Te opowieści mają w sobie coś z filmowego scenariusza – gotowy układ obrazów, swoiste patrzenie na bohaterów przez oko kamery, ze szczególną funkcją zbliżenia do obiektu tak, by dokładnie pokazać jego emocje. Sam świat przedstawiony stanowi zazwyczaj maleńki fragment przestrzeni zawężony do fryzjerskiego saloniku, wnętrza samolotu, przedziału w wagonie pociągu, mieszkania, łóżka. Skala opowiadania nie pozwala zresztą na więcej w kategorii opisu, jednak ta kondensacja jest uzasadniona gatunkowo i narracyjnie – to specyficzny zabieg charakteryzowania poprzez detal.
Z posłowia Aleksandry Keller