OPIS
"W operetce postacie muszą być operetkowe - notował Gombrowicz - akcja operetkowa, mity operetkowe, a ja usiłowałem władować w nią za dużo. Dopiero więc gdym te treści zawarł w metaforach ściśle operetkowych jak strój, rewia mód, wszystko bardziej składnie mi się zamknęło. (...) Ludzkość traci swoje najpiękniejsze wierzenia, swoje najukochańsze kostiumy. Ani Bóg, ani ideały: nawet rewolucja ginie. Wszystko zmierza ku czarnej trumnie! I wówczas z trumny wynurza się młoda nagość ludzka, wieczna radość naszej wiecznej młodości. Proste, jak operetka". Prezentowany w Studiu Teatralnym Dwójki spektakl jest telewizyjną wersją przedstawienia, zrealizowanego przez Teatr Narodowy w czerwcu 2000 roku. Po premierze teatralnej krytyka zgodnie uznała inscenizację Jerzego Grzegorzewskiego za sukces artystyczny tej sceny i osobiście reżysera, który "spojrzał głębiej na rewolucję i ostrożniej na młodość. Przypomniał, że światowy przewrót to XX-wieczna rzeź, a nie przebieranka, marzenie zaś o wyzwoleniu z więzów kultury rychło może obrócić się w jakąś współczesną formę niebezpiecznego barbarzyństwa". Ostatnia sztuka w dorobku Witolda Gombrowicza (1904-69) ukazała się w 1966 roku, wraz z III tomem "Dziennika", nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu. W odautorskim "Komentarzu" pisarz zasugerował najtrafniejszą inscenizację "Operetki" - w teatrze, ale i w wyobraźni czytelnika. "Monumentalny idiotyzm operetkowy idący w parze z monumentalnym patosem dziejowym - maska operetki, za którą krwawi śmiesznym bólem wykrzywione ludzkości oblicze". Tym tropem poszedł Jerzy Grzegorzewski. Wykorzystując każdą okazję do zabawy "bosko idiotycznym" żywiołem operetkowym, scenicznym żartem, aluzją literacką czy muzyczną, pokazał świat pędzący na oślep, przez groteskową rewolucję ku autentycznej zagładzie wszystkiego, co dotychczas było ważne. Kiedy "wiatr historii" już zrobił swoje i w finale rozlega się hymn na cześć młodości i nagości, nagle pojawia się złowroga nuta. Ekran ciemnieje, widowisko już się kończy, a groźne skandowanie i tupot podkutych butów nadal trwa. A zaczyna się szampańsko i w zawrotnym tempie. Hrabia Szarm, podtatusiały zdobywca dam, licytuje się z baronem Firuletem, który z nich ma więcej kobiet "na rozkładzie". Książę z małżonką zachwycają się kazaniem, jakie "nasz dhogi ksiądz phoboszcz wygłosił ku czci naszego dhogiego Pana Bog". Księstwo Himalaj i całe wielce ahystokhatyczne towarzystwo z entuzjazmem wita mistrza Fiora, znanego w Europie dyktatora mody "tyleż męskiej, co damskiej". Chory na "nieuleczalny wymiot" Profesor, rzygający na wszystko i wszystkich, wprowadza na salony słynnego koniarza, który nigdy nie spada z siodła, bo "galop to jego specjalność". Nikt, poza Profesorem, nie wie, że świeżo wykreowany hrabia Hufnagiel to były kamerdyner zwolniony ze służby za krnąbrność. Towarzystwo przygotowuje się do balu z okazji planowanej rewii mód. Hufnagiel proponuje, by był to bal maskowy - "zamaskowany bal", jak nasze czasy.