OPIS
Lekarze weterynarii to zupełnie niepotrzebni ludzie, pasożyty w rolniczej społeczności, kosztowne darmozjady, nic nie wiedzący o zwierzętach czy ich chorobach. Równie dobrze można by wezwać Jeffa Mallocka, właściciela rzeźni sanitarnej, zamiast weterynarza. Przynajmniej taką opinię często wyrażała rodzina Sidlowów. Prawdę powiedziawszy, w promieniu wielu mil jedyną osobą, która świetnie znała się na tym, jak leczyć chore zwierzęta, był sam Sidlow. Jeśli zachorowała któraś jego krowa albo koń, to Sidlow przystępował do działania wraz z baterią niezwykle skutecznych lekarstw. Cieszył się wielką estymą u swojej żony i licznego potomstwa, które bezapelacyjnie wierzyło, że ojciec jest w tych sprawach nieomylny, a jedynym człowiekiem, który mu dorównywał w tych umiejętnościach, był dawno zmarły dziadek Sidlow, źródło wszelkiej wiedzy na temat kuracji zwierząt domowych.