Naukowcy wszem wobec ogłaszają jedno z największych speleologicznych odkryć w historii współczesnego świata. Na terenie Mołdawii zostaje odkryta sieć jaskiń, które od tysiącleci były całkowicie odcięte od środowiska zewnętrznego. Potężne naukowe umysły z przeróżnych dziedzin oraz speolodzy, ekscytują się jak małe dzieci na samą myśl o możliwości zbadania tego podziemnego świata. Naukowa ekspedycja pod medialnym patronatem Discovery Channel nie idzie jednak tak, jak planowano. W głębokich mrocznych podziemiach, obok mniej groźnych przedstawicieli fauny i flory oraz masy kamieni żyje coś, co nigdy nie powinno zobaczyć światła dziennego. Nadmierna ludzka ciekawość doprowadza do sytuacji, kiedy to z „piekielnych czeluści” na świeże powietrze wydostają się „dziwaczne” stwory. Nietoperzo podobne stworzenia (tym razem nie z Wuhan) stają się początkiem końca świata takiego, jakim ludzie znali go do tej pory. Uwolnione „potwory” (najlepsze określenie), zgodne z tradycją miejsca, którego władcą swego czasu był legendarny Drakula jedyne, o czym myślą to jedzono i rozmnażanie. Krwawym i solidnym posiłkiem dla nich może być wszystko to co żywe i wydające dźwięki, począwszy od małych zwierząt, na człowieku kończąc. Rozpoczyna się więc walka o przetrwanie, w której gatunek Homo sapiens przestaje być czubkiem łańcucha pokarmowego.
Sam zarys fabularny książki wygląda bardzo obiecująco i może być interesujący dla miłośników powieści z dreszczykiem. Pomysł skonstruowania „eko thrillero-horroru”, w którym człowiek staje się zwierzyną, pod wieloma względami być może nie jest czymś innowacyjnym, jednak na pewno nie można o nim powiedzieć „nadmiernie wyświechtany”. Tyle, jeśli chodzi o pewne założenia, jak jednak doskonale większość miłośników popkultury wie, palny twórców nie zawsze jednak w 100% się sprawdzają i tak też niestety jest w tym przypadku.
Zanim jednak przejdziemy do wytykania błędów dzieła, na początek warto wymienić jego plusy. Autor powieści od samego początku stawia tutaj na dosyć prostą strukturę historii, która pod wieloma względami przypomina literaturę typowo „młodzieżową”. W tym przypadku nie jest to w żadnym razie element negatywny, wręcz przeciwnie doskonale się to sprawdza, pozwalając pochłaniać kolejne rozdziały w naprawdę błyskawicznym tempie. Pokłosiem takiego stanu rzeczy, jest dosyć mocne wejście w całą opowieść. Lebbon nie bawi się w przydługawe wstępy, przedstawiające stopniowo całą sytuację i kolejnych bohaterów. W zasadzie cały najważniejszy zarys historii zaprezentowany jest tutaj na kilku pierwszych stronach. Później autor wraz ze zbliżającym się zagrożeniem (w postaci chmary krwiożerczych stworów), pokazuje ewolucję lub może bardziej pasowałoby tutaj określenie deewolucję ludzi. Wszystko to ukazane zostaje z perspektywy zwyczajnej brytyjskiej rodziny, którą od reszty społeczeństwa odróżnia tylko pewne przygotowanie do życia w „ciszy” (całkiem ciekawy element fabuły, który każdy czytelnik musi odkryć samemu). Atmosfera z każdą kolejną stroną coraz bardziej się zagęszcza, budując klimat przesiąknięty strachem i powoli znikającą nadzieją na ratunek.
W tym momencie niestety zaczynają się już przysłowiowe „schody”. Lebbon tworząc swoja klimatyczną opowieść, po pewnym czasie dociera do punktu kulminacyjnego, po przekroczeniu którego wszystko zaczyna się coraz bardziej rozmywać i stawać nijakie. Chwila w której „potwory” przybywają na wyspę, dziesiątkując populację UK, staje się momentem przemiany thrillera w odrobinę przesadzoną i momentami absurdalną książkę „akcji”. Dopiero gdzieś pod koniec autor ponownie próbuje powrócić na bardziej „klimatyczne” tory z początku dzieła, jednak robi to odrobinę za późno. Pewną łyżką dziegciu jest tutaj również dosyć jednostajna narracja dzieła ukazana z perspektywy wspomnianej rodziny (w zadzie to nawet jednego jej członka - nastoletniej Ally). Taka forma z samego początku dosyć dobrze się sprawdza, jednak z kolejnymi stronami zaczyna odrobinę nużyć (jest nawet kilka mocno usypiających fragmentów).
Pewnym negatywnym element dzieła są również bohaterowie – jednak jest to mocno subiektywne zdanie osoby, która nie przepada za pozycjami, w których główne role ogrywa „młodzież” (szczególnie ta przylepiona do swoich elektronicznych zabawek).
Pozytywne i negatywne aspekty książki pod wieloma względami się niwelują, powodując wielką trudność w jednoznacznej ocenie dzieła. Świetny początek, mocno przeciętny środek i dobry koniec „Milczenia” sprawia, że mamy tutaj do czynienia z dziełem balansującym na pograniczu pozycji dobrej i przeciętnej. Jeśli jednak ktoś zastanawia się co wybrać książkę czy film, zdecydowanie polecam tę pierwszą pozycję, na pewno ma ona o wiele lepszy klimat i mniej absurdów niż twór Leonettiego (reżyser filmu).
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 26.05.2020