Kontynuacja obyczajówki z motywem zdrady P o nieoczekiwanej zdradzie męża. Zosia próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Wciąż musi być silna dla swojej córki, jednak ani jej własna mama, ani niewierny mąż nie ułatwiają jej sytuacji.
Żona na zamówienie to kontynuacja Męża na niby. Pierwszy tom miałam okazję przeczytać w zeszłym roku, a teraz ze zdumieniem odkryłam, że kompletnie nic z niego nie pamiętam poza tym, że bardzo mi się podobał.
Najgorsze, że zamiast skupić się na bieżącej opowieści, ciągle próbowałam sobie przypomnieć, co tam było wcześniej. Zabrakło mi jakiegoś wstępu z przypomnieniem przeszłych wydarzeń.
Samą książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Zosia pozostaje głównym motorem powieści, od czasu do czasu podaje mi swoje genialne spostrzeżenia, pod wpływem których wybucham śmiechem i przyznaję jej rację.
Prawdziwym smaczkiem tej historii, tak jak w pierwszym tomie, jest mama bohaterki. Ożywia scenerię, często podnosi mi ciśnienie, drażni i zadziwia podejściem do własnej córki. W każdym szaleństwie jest jakaś metoda, a ona przecież nie chce źle. Jako osoba starsza, więcej przeżyła, więc wie lepiej, co dla jej dziecka jest najlepsze. Nawet jeśli to dziecko jest już dawno dorosłe i ma własne dziecko.
Autorka ciekawie pokierowała postacią męża. Bardzo podoba mi się jego upór w realizacji raz podjętej decyzji, a także zachowanie w ekstremalnych sytuacjach, jakimi są tu rodzinne uroczystości. Ma facet klasę, trzeba mu to przyznać!
Drugi tom dość mocno skupia się na samotnym macierzyństwie i przyznaję, że jak za parentingowymi tematami nie zawsze mi po drodze, tak tu z chęcią obserwowałam poczynania bohaterki, ciekawa, jak poradzi sobie z kolejnym (nie) planowanym problemem. Cieszę się, że nie pojawiły się problemy, które byłby przerostem formy nad treścią, naciągane i wymyślane na siłę. Nie, one są zwyczajne i takie, z jakimi ludzie faktycznie borykają się na co dzień. Za to sprawiają, że czytelnik naprawdę trzyma za Zosię kciuki i bardzo chciałby jej pomóc.
Na koniec dodam, że wielkim plusem jest wg mnie zachowanie spójnej szaty graficznej obu tomów, oraz podobieństwo tytułów. Są przemyślane i zmuszają do zastanowienia. W dodatku jest w nich cudna nuta ironii. Ktoś to naprawdę fajnie wymyślił, bo same tytuły opisują charakter obu powieści, trafiając w samo sedno problemu, jakim może być jest długoletnie małżeństwo zabarwione zdradą którejś ze stron.
Podejrzewam, że za trzy miesiące nie będę już za bardzo pamiętać o czym jest Żona na zamówienie, tym bardziej, że czeka na mnie jeszcze jedna obyczajówka z podobnym motywem.
Ale to była naprawdę fajna lektura na letnie popołudnie. Zakończenie drugiego tomu pozostawiło we mnie przyjemną satysfakcję i lekki niedosyt, ale nie na tyle silny, bym tęskniła za dalszym ciągiem perypetii Zosi i jej wesołej gromadki.
Autor: Śnieżynka (www.piorkonabiurko.pl) Data: 27.07.2019