Przyciągające tajemnice i irytująca bohaterka Ta książka to prawdziwe wyzwanie. Po czterdziestu stronach miałam rzucić ją w cholerę. Irytowana zachowaniem bohaterki zmuszałam się, by czytać dalej. Aż dotarłam do setnej strony. Właściwie doczołgałam się. I nagle stało się coś dziwnego.
Nurt ciekawości porwał mnie i całkowicie pochłonął. Utopiłam się w akcji jakbym topiła się w rzece, z której ciężko samodzielnie wypłynąć.
Od początku. Oficjalnie stwierdzam, że nic mnie tak nie wkurzało, jak główna bohaterka. To Natalia, czyli chodząca wyrzutnia emocji. Załamuje się i szlocha, by dosłownie za moment otrząsnąć się z tego i zająć czymś zupełnie innym. Jak dla mnie za szybkie tempo. Nie potrafiłam utożsamić się z jej aktualną sytuacją. Popada w paranoję, biega mi po całej książce jak szalona i mam wrażenie, że jej myśli teleportują się z miejsca na miejsce. A za nimi goni ich właścicielka.
Szlag mnie trafiał, gdy czytałam o jej zdziwieniu. Ona się WSZYSTKIEMU dziwi! Mąż mnie zdradzał? Ojej, niemożliwe. Ludzie na wsi wciąż wierzą w zabobony? Ojej! Telefon do mnie? Ojej! (A do kogo, skoro jesteś sama w całym domu i dzwoni TWOJA własna komórka?!)
Dalej. Gdyby mi do domu wparował bez pukania jakiś nieznany typ, szybko nauczyłby się kultury. Tymczasem kobieta robi dobrą minę do złej gry i jeszcze pozwala mu na siebie warczeć.
Planuje jechać do weterynarza ze zwierzakami. Gdy tylko pies pakuje się na siedzenie, ona stwierdza, że powinna tam rozłożyć koc. „Trudno, od teraz będę już wiedziała, jak to jest, gdy się przewozi zwierzaki.” (str. 106). Warto dodać, że jeszcze nawet nie odpaliła silnika. Naprawdę nie mogła wrócić do domu po koc? W ogóle cała ta scena u weterynarza nie pasowała mi do reszty. Jakby na siłę ktoś próbował mnie rozśmieszyć. Dopiero później okazało się, jakie miała znaczenie.
Pewnie zaskoczę Was zatem, że… czekam na drugi tom! Po dotarciu do dwunastego rozdziału, czyli mniej więcej jakoś za 120 stronę, wciągnęłam się w tajemnice i spiski w powieści tak bardzo, że nie byłam w stanie jej odłożyć. Oczywiście sama Natalia dalej działała na mnie jak płachta na byka. Ale zwroty akcji totalnie zaskoczyły, a na końcu wyczułam coś niesamowitego. Dosłownie w ostatniej scenie. Mam nadzieję, że będzie drugi tom, bo gorąco liczę na rozwinięcie tego czegoś.
Mąż Natalii to naprawdę wredny i wyrachowany facet, którego miałam ochotę zdzielić po twarzy za każdym razem, gdy się odzywał. Uważam jednak, że jego postać jest naprawdę dobrze skonstruowana. Choć może wydawać się przerysowany to wiem, że takie typy istnieją naprawdę i zatruwają swoich bliskich.
Genialnym elementem powieści były duchy. Przesunięta firanka, odstawione krzesło, niezamknięte drzwi, choć kobieta sama je zamykała na klucz, pies warczący bez powodu w środku nocy i wiele innych tego typu symptomów przypisywanych szaleństwu. Jest w tym oczywiście drugie dno. I to jakie!
Rozwój akcji oszołomił mnie i kompletnie zapomniałam, czemu wcześniej tak narzekałam (dzięki wielkie za robienie notatek!). Żarliwie pragnęłam wiedzieć, co będzie dalej.
Autorka świetnie poradziła sobie z opisami otoczenia, nawet akcja się nie wlecze, czyta się całkiem szybko, a ciekawość prowadzi czytelnika przez kolejne strony. O ile nie trzeba męczyć monologów Natalii.
Na koniec dodam, że szalenie podoba mi się okładka. Jest ciepła, spokojna i urocza. To ona w pierwszej kolejności przyciągnęła mnie do Spadku.
Sama nie wiem jak ocenić tę książkę, bo z jednej strony była ciekawa, a tacy bohaterowie jak Wiktor, Marta czy starsza sąsiadka to kawał dobrej pracy. Z drugiej słaba korekta i Natalia prawie mnie pokonały. Właśnie przez tę bohaterkę prawie odrzuciłam książkę, która okazała się tak niesamowita w kulminacyjnych momentach, skrywająca tyle ciekawych rzeczy. Czuję żal na samą myśl, że mogłam tego nie doczytać.
http://www.piorkonabiurko.pl/powiesci/spadek-beata-dmowska/
Autor: Śnieżynka (www.piorkonabiurko.pl) Data: 19.02.2019