OPIS
Obławę w Lasach Janowskich na grupę Adama Kusza „Garbatego” przeprowadziło wojsko KBW przy udziale UB. Obława zaczęła się o piątej rano 19 sierpnia 1950 r. Trwała w sumie cztery dni. W jej wyniku zostali zabici dowódca oddziału partyzanckiego Adam Kusz „Garbaty”, Władysław Ożga „Bór”, Andrzej Dziura „Stach”, „Stryj” Wiktor Pudełko „Wiktor”, Stanisław Bielecki „Kazik”. W Zarzeczu w zasadzce przygotowanej przez UB w domu Marutów 20 sierpnia został ciężko ranny zastępca Kusza Tadeusz Haliniak „Opium”, który następnego dnia zmarł w szpitalu w Nisku.
Jak podaje raport UB, w czasie obławy KBW poniosło następujące straty: trzech żołnierzy ciężko rannych (zmarli), siedmiu rannych, w tym jeden oficer. W tym samym raporcie napisano: Brak dyscypliny ognia, co mogło powodować, że ranni żołnierze mogli być od swoich.
W 1952 r. zginęli następni towarzysze walki Kiszki: w kwietniu Stanisław Łukasz „Marciniak” w Wólce Ratajskiej, Józef Kłyś „Rejonowy” 13 listopada we wsi Piłatka. W 1953 r. Kiszka postanowił ukrywać się w lesie. Jak relacjonował po latach:
Bunkier zbudowałem w gęstym lesie między Hutą Krzeszowską a wioską Ciosmy, na małym wzgórzu porośniętym sosnami i świerkami. Zrobiłem go przy pomocy dwóch pewnych ludzi. Oni już nie żyją. Najpierw przygotowaliśmy materiał: bale świerkowe, papę. W nocy wykopaliśmy dół. Powała została zrobiona z bali, na nie położona papa, żeby nie przemakało. Na bunkrze posadziłem świerki. Wchodziło się przez otwieraną od wewnątrz klapę, na której rósł mech, tak że nic nie było widać. Do środka schodziło się po schodkach. W bunkrze można było stać, miał ze dwa metry wysokości. Z deszczułek zrobiłem dwa wywietrzniki na wywiew i nawiew, żeby przepływało świeże powietrze: było więc czym oddychać i mogła się palić lampa naftowa. Wywietrzniki były dobrze zamaskowane, pod pniem drzewa, nie było ich widać. W środku była studzienka, z półtora metra głęboka, wykopana w ziemi i obłożona deszczułkami. Gromadziła się w niej woda, którą gotowałem. Miałem maszynkę spirytusową i zawsze zapas paliwa do niej. Ubikacja to była beczułka żelazna z pokrywą. Opróżniałem ją, jak była odwilż. Miałem łóżko do spania i pierzynę do przykrycia. Były półki na ścianach i wieszaki z rogów koziołków. Miałem zapasy jedzenia na zimę. Zamykałem się w bunkrze i z niego nie wychodziłem, żeby nie zostawiać śladów na śniegu.
Żył w lesie przez całe lata, bezpieka jednak o nim pamiętała. I udało się jej natrafić na ślad kryjówki Kiszki. Oto fragment raportu z ujęcia Andrzeja Kiszki:
Dnia 30 XII 1961 r. grupa operacyjna złożona z funkcjonariuszy MO penetrowała las państwowy Nadleśnictwa Huty Krzeszowskiej w celu odnalezienia miejsca ukrywania się Andrzeja Kiszki. Terenem przeszukania objęto dwa wzgórza. Po dwu i półgodzinnym poszukiwaniu, o godz. 17,10 natrafiono na bunkier, na jednym z wzgórz przyległym do łąk położonych nad rzeka Bicz. W czasie odkopywani zauważono, że dekiel zakrywający wejście do bunkra, niezauważony przedtem ze względu na zamaskowanie, podniósł się do góry i z otworu wychyliła się głowa mężczyzny usiłującego wyjść z bunkra. W tym czasie funkcjonariusze MO chwycili go za ręce i wyciągnęli na zewnątrz. Jednocześnie obezwładnili i rozbroili z posiadanej broni… Zatrzymany usiłować wyrwać się trzymającym go funkcjonariuszom MO. Uspokoił się dopiero po założeniu kajdanek. Mężczyzna zapytany o personalia wyjaśnił, że nazywa się Andrzej Kiszka, s. Jana.
Po ujęciu jeden z milicjantów pocieszył Kiszkę: Kiszka, nie bój się, teraz nie wywożą na Sybir.
Andrzej Kiszka stanął przed sądem PRL. Skazano go na dożywotnie więzienie. Potem w wyniku amnestii wyrok łagodzono, z więzienia wyszedł w 1971 r. Osiedlił się w Szczecińskiem.
(fragmenty książki)