Jeśli myślisz, że najciekawsza część Twojego istnienia to ten moment od narodzin do śmierci, mylisz się. Najciekawsze dzieje się dopiero później! Oczywiście, jeśli mądrze wybierzesz dalszą drogę. Przynajmniej takie założenie niesie Lifeblood.
Tak jak poprzednia część mi się spodobała, zaciekawiła i czekałam na drugą, by poznać dalsze losy bohaterki, tak kontynuacja powaliła mnie zupełnie.
Trzeba przyznać, że porównywanie do serii Niezgodnej (którego nie mogłam wyprzeć wcześniej) teraz zupełnie uleciało mi z głowy. Doceniam świat przedstawiony, bo autorka poświęciła mu naprawdę sporo uwagi. Szczegóły, które gdzieś w porywach pojawiły się w Firstlife, zostały rozwinięte i wyczerpane (choć oczywiście nie wszystkie). Pojawia się też wiele elementów, których nie dane nam było poznać w pierwszej części, a wyobraźnia autorki daje niezły popis, wpasowując coraz to nowe, ciekawsze niuanse do społeczności Trojki i Miriady. Bardzo podoba mi się zamiana, choć nie przypadły mi do gustu procesy.
Poznajemy też nowych bohaterów. Nie jest ich absurdalnie dużo, wprowadzeni są naturalnie i w taki sposób, że ani przez chwilę nie czułam się pogubiona w zrozumieniu kto kim jest.
I jeszcze jedno, na co akurat ja zwróciłam uwagę: tu, w Lifeblood, na szczęście nie ma aż tyle krwi i flaków, co wcześniej, jednak gdyby to był film, znalazłoby się i tak wiele momentów, w których zamykałabym oczy ?
Autorka nie zapomniała nadać życiowego charakteru tej całej fikcji, bo główna bohaterka często dostaje po łapach. Tenley wierzy, że pokona wszystkie przeszkody i wszystko naprawi, dokona cudów, ale życie szybko prostuje jej naiwne zapędy. To mi się bardzo podobało, bo czułam się bliżej tego świata o którym czytam. Jak coś się może zagmatwać, to się gmatwa. I całe szczęście, bo w życiu nic nie jest piękne i idealne. A do tego takie zakrętasy dodają historii smaczku i pikanterii. Co oczywiście trzyma czytelnika w napięciu aż do ostatniej strony i nigdy nie wiadomo, co jeszcze się przydarzy.
Chyba specjalnie dla mnie jest też wreszcie wątek romantyczny, który przywołuje gęsią skórkę na rękach. Z zapartym tchem śledziłam sercowe rozterki bohaterów. Nie tylko Tenley, bo jak się okazuje, miłość potrafi wleźć z butami wszędzie i nagmatwać tam, gdzie niekoniecznie jest to mile widziane.
Killian jest typowym czarnym charakterem. Oszukuje, kłamie, dba o własny interes. Ale… o rety, uwielbiam tę postać! W pierwszej części moim faworytem zdecydowanie był Archer. Dobry, mądry, troskliwy chłopak. Killiana nie znosiłam. Ale to się zmieniło. Jest świetny, a cokolwiek robi (czy to złego, czy dobrego), jest dla mnie równie wielką zagadką co dla Ten. Tak samo jako ona nie rozumiem jego zagrywek i to jest piękne, bo z ciekawości nie jestem w stanie odłożyć tej książki dłużej niż na chwilę.
Zdecydowanie polecam!
Autor: Aga Sniezynka Data: 15.10.2017