Moja córa jest wielką fanką zwierząt wszelakich. Nie ważne, czy to krówka czy też zebra lub lew, wszystkie są milutkie i słodkie (w jej mniemaniu :D). Nic, więc dziwnego, że wprost uwielbia książki, w których główne role przypadły w udziale właśnie zwierzęcym bohaterom, ale to raczej nic dziwnego w przypadku wszystkich kilkulatków. Wracając do sprawy właśnie, dlatego wybierając kolejną lekturę na dobranoc zdecydowałam się na książeczkę z serii Kura Adela – Jak kura zrobiła umywalkę. Powiem szczerze, że nawet w najśmielszych życzeniach, nie przypuszczałam, iż córa aż tak pokocha przygody śmiesznej kurki. A jednak!
Jak kura zrobiła umywalkę to tak naprawdę trzy różne opowiadania, niemające nic wspólnego z samym tytułem, no może oprócz samej Kury Adeli.
Znajdziemy tutaj, więc opowieść (Kura i makaron) o tym jak pierzasta bohaterka nabrała ochoty na dłuuuugi makaron według przepisu jej mamy Adelajdy. Odnalazła, więc przepis i skwapliwie zabrała się do roboty. Zebrała odpowiednie składniki: worek puszystej mąki od młynarza Mamrota, dwa wiadra wody od miętusa i strusie jajo od Maurycego z Magazynu Jajek. Zaczęła, więc najpierw od połączenia wszystkich składników, wyrobienia puszystego i nieklejącego się do skrzydeł ciasta, a następnie do przerabiania go na makaron. Niestety nie wszystko poszło tak jak powinno. Wszystkiemu winna plama mąki, która zakryła najważniejszą informację…
Kura i pan Upał to opowieść o tym jak Adela postanowiła wyprawić się nad morze, aby w jego chłodnych wodach i przy delikatnym wierze, zaznać, choć odrobinę ulgi o panoszącego się wszędzie – pana Upału. Spakowała, więc szybko najpotrzebniejsze rzeczy i już jej nie było. Jednak po początkowych zachwytach przygramoliła się w końcu wszędobylska nuda. Nikt z współplażowiczów nie miał ochoty na budowanie zamków z piasku czy też chlapanie się w wodzie z sympatyczną kurką. Adela uknuła, więc niewielki spisek, który miał jej pomów w zdobyciu nowych towarzyszy zabaw. Niestety, jej wyobraźnia szybko zaczęła podsuwać dość niewesołe możliwości spędzenia wolnego czasu z nowymi znajomymi…
Lato to czas dość intensywnych zbiorów, także i dla Adeli, u której w maliniaku wprost przelewało się od malin. Kura szybko zabrała się, więc za zrywanie, aby następnego dnia stanąć przy podwórkowej kuchence i smażyć z nich wspaniałe konfitury Kury Adeli. Po ukończeniu postawionego sobie zadania, kurka przekonała się, że wcale nie wyszła z tego cało… wszystkie jej piórka pokryte były słodkimi konfiturami w malinowym kolorze. Niewiele myśląc, szybko nalała chłodnej wody do wanny od wujka Wacława i kiedy już miała do niej wskoczyć i cieszyć się relaksującą kąpielą, pojawił się wodnik. Czego chciał i jaki był finał? Tego musicie dowiedzieć się samo w trakcie czytania ostatniego już opowiadania z tego zbioru – Kura i wanna.
Niebywałą zaletą każdej z tych historyjek jest fakt, iż dzięki nim dzieci będą mogły zapoznać się literkami W, U i M. W tekście, czy to go słuchając, czy też próbując samodzielnie czytać, mały czytelnik będzie mógł odnaleźć jak najwięcej wyrazów na daną literkę, która jest jakby patronem poszczególnych przygód uroczej bohaterki. Co więcej, wszystkie te wyrazy są zaznaczone na pomarańczowy kolor, więc dziecko samoistnie (łatwiej) je zapamiętuje. To naprawdę świetny pomysł. Po za tym dziecko może nie tylko osłuchać się z wyrazami, ale także kojarzyć z czymś zabawnym to jak wygląda pisana litera duża i mała (takie przykłady podawane są na koniec każdego opowiadania). Dzięki temu będą miały ciutkę ułatwione zadania także z nauką pisania.
Jeżeli chodzi o oprawę graficzną i ilustrację, to, chociaż te drugie nie są może jakieś super piękne, ale mają swój urok. Do tego, dosłownie zachwycają feerią barw, która ucieszy oczy każdego malucha. Poza tym, każdy z obrazków doskonale odzwierciedla tekst, jaki znajdziemy, obok więc nawet czterolatek nie ma problemu z opowiedzeniem później całej historyjki we własnych słowach, posiłkując się tylko oglądanymi ilustracjami. Wierzcie lub nie, ale ja przekonałam się o tym na własnej skórze kiedy po raz piąty jednego dnia musiałam wysłuchać całej opowieści o tym co zdarzyło się Adelci :P. Jeżeli chodzi o okładkę, to fakt, iż jest ona twarda na pewno zapewni długą żywotność książki nawet w dość ekstremalnych „momentach” w jakie dziecko postanowi ją zabrać. To również zostało sprawdzone w czasie wyprawy do przychodni zdrowia, całodzienny pobyt u babci (gdzie rzeczona babuńcia musiała czytać o Adeli co dwie godziny :D), a także czytanie w trakcie gdy córa siedziała w wannie bo inaczej nie dawała umyć sobie głowy.
Jeżeli szukacie, więc książeczki dla dziecka, rodzeństwa, małych kuzynów lub kuzynek lub innych brzdąców, to Kura Adela. Jak kura zrobiła umywalkę jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Niezależnie ile lam ma mieć jej odbiorca. Wszystkie opowieści są, bowiem napisane prostym i wesołym językiem, a i konstrukcja każdej z historii wcale nie jest zagmatwana. Można wręcz powiedzieć, że chwilami nie wiele jest w niej sensu, ale chyba właśnie to tak bardzo podoba się dzieciom i doskonale oddziałuje na ich wyobraźnię.
http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2014/03/kura-adela-jak-kura-zrobia-umywalke.html
Autor: Natalia Zdziechowska Data: 25.03.2014