DZIEWCZYNA, KTÓRA IGRAŁA Z OGNIEM Jak dziś pamiętam z jaką niepewnością podchodziłem do pierwszego tomu tej trylogii. Bo z międzynarodowymi bestselerami wiadomo, jak bywa, jakie książki się nimi stają najczęściej i jaki prezentują poziom. A jednak obawy te nie spełniły się w przypadku „Igrzysk śmierci”, a tom drugi udowodnił, że to naprawdę udana seria.
Od historycznych Głodowych Igrzysk, w których po praz pierwszy wygrała dwójka trybutów minął niemal rok. Katniss i Peeta żyją w udawanym związku, ale sytuacja nie jest dobra, choć oboje mają pod dostatkiem wszystkiego. Sposób, w jaki Katniss odniosła zwycięstwo, stał się iskrą zapalną dla powstania. Część dystryktów oficjalnie występuje przeciw Kapitolowi, władza zaostrza rygor, prezydent Snow grozi nawet zabiciem Katniss i jej bliskich byle tylko zdołała przekonać ludzi do zmiany nastrojów. Ale niestety, wszystkie starania dziewczyny kończą się na niczym, a tymczasem nadchodzą jubileuszowe 75 Igrzyska, których reguły wstrząsną tak Katniss, jak i całym krajem…
Katniss Everdeen, dziewczyna, która igrała z ogniem, w drugim tomie swoich przygód staje przed sytuacją bez wyjścia. Rozdarta pomiędzy najróżniejsze obawy, wyrwana ze skądinąd bezpiecznego, choć pełnego koszmarów, życia, musi wybrać drogę, którą będzie podążała. Ale niełatwo jest być rewolucjonistą, kiedy nie dość, że bunt wszczęło się nie inaczej, jak przypadkiem, to jeszcze ma się zbyt wiele powodów by rozpalenia iskry, którą się wykrzesało, unikać jak… jak ognia. Efekt jej starań – tak samo, jak i konsekwencje – jest łatwy do przewidzenia, ale w tym wypadku ta oczywistość wcale nie przeszkadza. Suzanne Collins, tak jak w pierwszym tomie, postawiła na coś innego. Porcja zaskoczeń? Jest, a jakżeby inaczej. Nie mniej to klimat „Igrzysk śmierci” jest najważniejszym elementem trylogii. Nie wiem, co takiego jest w słowach, w które ubiera swój świat autorka, ale tkwi w nich pewien mrok, brud i niepewność. To prawda, że seria przeznaczona jest dla grupy wiekowej określanej ostatnimi czasy jako young adult, a jednak jest w niej dorosłość i zdrowe, nieinfantylizowane podejście do tematu. Śmierć to nie utrata życia w grze komputerowej, brutalność to nie posoka z pikseli lejąca się na ekran – u Collins wszystkie te elementy są realne, jak i realna jest jej dystopijna wizja świata.
I choć sam pomysł nie jest oryginalny, to na tle większość podobnych produkcji (włączając w to popularną, acz niezbyt udaną powieść japońską „Battle Royale”), „W pierścieniu ognia” prezentuje się naprawdę świetnie. Logicznie i z sensem. I podane dobrym stylem literackim. Dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić tych, którzy jeszcze nie znają „Igrzysk…”, a gustują w podobnych klimatach, do sięgnięcia i poznania naprawdę emocjonującej serii. A wydawnictwu Media Rodzina składam podziękowania za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Autor: Michał Lipka Data: 16.11.2015