OPIS
Nowy cykl powieściowy mistrza survivalu Beara Gryllsa! Autentyczne techniki przetrwania w najtrudniejszych sytuacjach! Beck Granger powraca! Tym razem będzie się musiał zmierzyć z bezlitosną pustynią i bezwzględnymi przemytnikami. Kolejna po Złocie bogów i Wilczym szlaku opowieść, od której nie będziesz się mógł oderwać! Beck Granger wraz ze swoim przyjacielem Peterem przypadkowo poznali tajemnice przemytników i muszą uciekać przez mordercze piaski. Jeśli nie zdołają dotrzeć do cywilizacji, grozi im powolna, okrutna śmierć. Jak zdobyć wodę... Jak jeść skorpiony... Jak wytrzymać straszliwe upały... Beck ma do dyspozycji tylko kilka prowizorycznych narzędzi – niezbyt ostry scyzoryk, strażacki toporek, latarkę, kawałek linki i podarty spadochron. W dodatku pustynia nie jest jego jedynym wrogiem. Zbyt dużo wie i teraz ścigają go niebezpieczni przestępcy. Musi także opiekować się swoim przyjacielem, który nigdy nie znalazł się w tak trudnej sytuacji i nie zna żadnych technik przetrwania. Czy Beck poradzi sobie w obliczu zagrożeń?
FRAGMENT Beck uśmiechnął się i zasypał ognisko piaskiem. Wyjął z popiołu zwęglony kawałek drzewa, który leżał z brzegu i zdążył ostygnąć. Potarł nim palce, a następnie podał Peterowi. Zaczął wcierać czarny pył wokół oczu. – Zwróciłeś może uwagę, że niektórzy sportowcy, zwłaszcza w amerykańskim futbolu, smarują sobie na twarzach ciemne smugi? Dzięki temu zmniejszają blask słońca odbijającego się na siatkówce. To najlepsze rozwiązanie, kiedy się nie ma okularów przeciwsłonecznych. – Taaa... Zawsze chciałem się zrobić na niedźwiadka pandę – Peter zaczął wcierać węgiel drzewny pod oczami. – Musimy też bardziej zasłonić sobie twarze niż wczoraj. Tak, żeby została tylko wąziutka szczelina do patrzenia. – W porządku. – I jeszcze jedno... Widząc szeroki uśmiech przyjaciela, Peter aż przerwał nacieranie i spojrzał na niego podejrzliwie. – Co? – Kiedy ostatni raz sikałeś? Chłopiec zmarszczył brwi. – A co? Bawisz się w moją mamę? Nie martw się, zdążę, zanim ruszymy. – O tak – zapewnił go Beck. – W to nie wątpię. Peter, który wrócił już do przyczerniania twarzy wokół oczu, łypnął podejrzliwie w stronę przyjaciela. – Bo wiesz... – ciągnął Beck – obaj się zaraz wysikamy. Do majtek... I owiniemy je sobie wokół głowy. Peter znieruchomiał. – Co takiego?! – Chodzi o wilgoć... Parując, będzie nas chłodziła... – Teraz to już przegiąłeś! – jego wzrok mógłby zamrozić piekło. – W życiu mnie do tego nie namówisz. – To konieczne. – Chcesz powiedzieć, że mamy nasikać w majtki i przyłożyć je sobie do twarzy?! – Majtki są z bawełny i wchłaniają wilgoć. Z nylonu po spadochronie tylko by spłynęła. – Żartujesz... – oczy Petera zdawały się błagać o potwierdzenie. – Prawda? Beck milczał. – Robi się coraz trudniej – Peter westchnął z rezygnacją. Beck podał mu puszkę po tuńczykach. Na dnie zostało jeszcze trochę wody. – Wypij to – powiedział. Zwinęli obóz, a potem zdjęli spodnie i majtki. Nic nie mówiąc, wymienili spojrzenia, po czym z powrotem podciągnęli spodnie, odwrócili się do siebie plecami i wzięli się do dzieła. – Kiedy to się skończy, nie pisnę o tym ani słowa – mruknął Peter.