OPIS
Książka składa się z trzech części: Pierwsza zatytułowana: Miasteczko w laserunkach, fascynująca opowieść o historii Kazimierza Dolnego, napisana w formie odmiennej od tej znanej z podręczników szkolnych – kto czytał Lwów, wie w jaki sposób pisze Ryszard Jan Czarnowski. Druga: Miejsca. Wydarzenia. Ślady – jak wskazuje tytuł część opowiada o różnych budowlach i miejscach w Kazimierzu, a także o ludziach, których działalność wiąże się z miasteczkiem, ale którzy na stałe w nim nie mieszkają. W trzeciej części zatytułowanej Niezapomniani i obecni znajdziemy opowiadania w każdym rozdziale o innym artyście, m.in. Wojtku Kosowskim, rodzinie Michalaków, Jerzym Gnatowskim, Waldemarze Żaczku, Andrzeju Kołodziejku, Janku Łazorku, Waldemarze „Diable” Wojaczkowskim czy Franciszku Starowieyskim – to tylko niektóre z nazwisk. Choć o Kazimierzu nad Wisłą pisano wiele, i to od dziesięcioleci, każdy nowy głos o tym miasteczku jest odkryciem go na nowo. Tu historia nie skamieniała, jest częścią wciąż tworzącej się współczesności, a każde nowe spojrzenie tyleż odsłania nieznany dotąd obraz Kazimierza, co uzupełnia go własnym kolorytem. Nieczęsto się bowiem zdarza, że historia staje się tu domeną prywatności, nie kanonu lecz osobistego widzenia. Nie zawsze udaje się to przekazać, z pewnością udało się to Ryszardowi J. Czarnowskiemu. Powaga historii skłania niekiedy do pisania o niej na kolanach, Czarnowski pisze o niej z pełnym serdeczności uśmiechem. Niczego nie przesądza, nie ustala, proponuje raczej rozmowę stawia pytania, na które każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. Na Kazimierz patrzy jakby z wielu punktów widzenia, nie trzyma się chronologii, pisze jak malarz, tworzy obraz z odrębnych plam, które dopiero widziane razem ukazują pełną kompozycję. I, jak w obrazie, nie wszystko musi być prawdziwe, tak Kazimierz Czarnowskiego jest jak stary dom porośnięty bluszczem – historia z trudem niekiedy wyłania się spośród gęstwiny mitów i legend. Tym samym staje się bliższa i każdy w niej może odnaleźć Kazimierz swój. Ten tylko dla siebie. Dr Waldemar Odorowski