OPIS
...Odrzutowiec kaleczył błękit nieba, wykreślał odchodami wyrazisty łuk, wróżebny dym papierosa tysiące metrów ponad mną. Ów przedmiot samotnik, zuchwały przestrzennik z pewnością nie był tchórzem i nie ciążyło mu jego tchórzostwo i stwórczy egoizm. Pochłonięty przestrzenią, określony gdzieś w ponaddźwięku nie czuł się opuszczony tak bardzo, jak czułem się ja... a żyłem rozwięźle, ponad rozpasaną zwięzłość, rozrzutnie ponad skąpstwo i ludzką rozrzutność, majętnie ponad majętnością, prześmiewczo, niemalże sakramentalnie i prowokująco. Świadomy, że zaledwie nieistotnie próbuję, żyłem tym naprawdę tytanicznym stanem ducha. Istniałem. A istniałem życiem zmąconym, swawolnym, bez obrazy dla życia i świata, z którym mój organizm tak brutalnie się starł...