OPIS
"Czy największym poetyckim marzeniem Tymoteusza Karpowicza było: nie pisać wierszy? Nie pisać, ale układać; układać je ze sobą, układać się z nimi. W sprawie zawsze ważniejszej niż poezja. To tylko na pozór jest efektownym paradoksem. Pamiętam, jak opowiadał kiedyś o Chińczyku układającym wiersz z drewien. Zachwycał się nieraz Norwidowskim obrazem trumien trących o siebie i prześwistującego między nimi wiatru. Przybosiowe hasło "najmniej słów" przyjął radykalnie. I, gdyby, zgodnie z intencją Karpowicza, czytać Odwrócone światło, należałoby ułożyć sobie tom "oryginałów", które nawykowo bywają czytane jako tytuły lustrzanych całości poetyckich podzielonych na "kopie artystyczne" i "kalki logiczne". Te kopie i kalki są ujawnionymi operacjami intelektualnymi i wyobraźniowymi prowadzący- mi do wykrystalizowania "oryginału". Zaraz po ukazaniu się książki wskazywał na te "oryginały" i mówił: to jest ważne! Osiągnął w nich największą możliwą (i niemożliwą) kompresję poetycką. Teraz, kiedy mamy przed oczami ten jego nieoczekiwany zbiór pod tytułem Małe cienie wielkich czarnoksiężników, warto pamiętać, że w gruncie rzeczy nie jest to antologia jego aforystycznej twórczości, lecz próby ujęć takiego myślenia poetyckiego, które opiera się na przekonaniu, że wyobraźnia ludzka jest o wiele doskonalsza niż doświadczenie. I że tak zwane zdanie poetyckie jest tylko cieniem wielkiego czarnoksiężnika. Według cienia możemy się domyślić zarówno wielkości Czarnoksiężnika, jak i jego usytuowania wobec źródła światła. Intelektualnego - dopowiedziałby Karpowicz." ( Bogusław Kierc)