OPIS
Kiedy wczesną wiosną 1954 roku zjawiłem się na próbie STS-u w świetlicy ZSP Uniwersytetu Warszawskiego, nie sądziłem, że niebawem zostanę satyrykiem. Tu zaśpiewano moją pierwszą piosenkę i zagrano pierwszy skecz. Nigdy potem nie miałem takiego uczucia, że moje słowa trafiają jak pocisk. I nigdy potem spektakl nie zamieniał się w wiec. Dla mnie ten wymarsz z "pierwszą kadrową" STS-u z ery stalinowskiej, jeszcze w czerwonych krawatach, do październikowej odnowy stał się decydujący. Październik 1956 był dla nas, dzieci wojny, pierwszą i największą bitwą życia. Nadzieje mieliśmy nie mniejsze niż w sierpniu 1944 roku. Tym boleśniejszy był upadek, gdy wszystko okazało się mrzonką. Moje pokolenie mogło ruszyć bryłę z posad świata, gdyby nie podcięto mu skrzydeł. Zdradzone - porzuciło swój romantyzm i wyciągnęło wnioski. Niektórzy stali się cynikami i zaczęli walczyć z tymi, z którymi szli razem w Październiku. Ja jednak tych "pięknych dwudziestoletnich" w akcji postanowiłem opisać. Przywołanie twarzy moich przyjaciół sprzed półwieku nie było łatwe. Kiedy jednak zaczęli mówić do mnie swoim głosem, jak dawniej nazywając Wujkiem czy Jarką, doznałem rzadkiej chwili szczęścia. Znów z nimi byłem i naprawiałem świat. My, tekściarze STS-u, Agnieszka Osiecka, Andrzej Dąbrowski, Andrzej Jarecki i ja, skupieni na własnej twórczości odkładaliśmy wspomnienia na później. Aż z nas czworga zostałem tylko ja.