OPIS
(...) Po dwóch dniach i kilku próbach przedostania się do Poiana Horea decydujemy się pokonać stojące nam na drodze górskie pasmo na przełaj, bez żadnej ścieżki.
Odczepiamy sakwy, ciągniemy i pchamy rowery do góry. Wracamy kilka razy po sakwy. O zmierzchu jesteśmy wreszcie na szczycie, na górskim grzbiecie, pośród gęstego lasu. Widać, że tu nie stawała ludzka stopa. Namiot ustawiamy pomiędzy pniami zwalonych drzew. Jest tu naprawdę dziko i odludnie. Przypominają się nam ostrzeżenia przed niedźwiedziami. A deszcz pada cały czas. Góry Apuseni nie chcę nas puścić ze swych objęć.(...)
fragment książki