Świetny numer, artykuły i komiksy wciągające. Możliwość obcowania z klasykami mistrzów bezcenna.

Trudno jest zmieścić dekadę w zbiorze kilkustronicowych szortów i pokazać całe bogactwo autorów, które przez ten czas przewinęło się na łamach magazynu. I nie jestem pewien, czy to się udało. Mamy tu historie, które znamy, ale też nazwiska, które budowały Metal Hurlant, a nie doczekały się żadnych polskich publikacji, czasem są to odrębne komiksy, czasem części większej całości. Dla mnie, czytającego kiedyś regularnie Heavy Metal to zdecydowanie za mało, choć niektóre tytuły przeczytałem z zainteresowaniem, czy wręcz z radością, że choć w pigułce, to wreszcie są "po naszemu" (np. Macedo czy Claveloux). Każdy short opatrzono tekstem dotyczącym twórców .Jeśli chodzi o publicystykę, to, jeżeli ktoś pisałby pracę magisterską o Metal Hurlant, obowiązkowo powinien sięgnąć po ten numer. Jest jej dużo i w przystępny sposób, nie stroniąc od anegdot, "po ludzku" opisuje początki i historię metal Hurlant. Sporo dowiedziałem się o niby znanych mi postaciach ( choćby o "współpracy między "Metal-hurlantowcami" a Rene Gościnnym). Czuć tu ducha dawnych czasów, więc tym bardziej pozostaje niedosyt. Ambitne plany, autorzy, cały ten worek informacyjny, jakim jest ten numer magazynu spotkały się jak gdyby "po środku" i wyszedł taki właśnie numer- jakiś taki "po środku" drogi do rewelacyjnego. Niemniej warto.

Jeśli, ktoś czytający w dalekiej przeszłości artykuł, w którym napisano, że czasopismo "Metal Hurlant" było przełomowe dla komiksu, to teraz ma okazję sprawdzić, czym ten magazyn był, czy też jest. Lektura była interesującym doświadczeniem.

To nie jest komiks dla dzieci i dla takich, wiedzą że dzwoni, ale nie kontaktują za bardzo, w którym kościele. Druillet. Moebius. Bilal. Gal. Mezieres. Schuiten. Co więcej dodawać.

Wszystko w temacie. Kup a doświadczysz czegoś mega fajnego. ;)