Coda #3 to niestety już ostatni tom wspaniałej komiksowej przygody, która zapewniała naprawdę solidną porcję rozrywki. Wszystko, co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. W tym przypadku finał nastąpił w idealnym monecie, dzięki czemu tytuł będzie rozpamiętywany przez naprawdę długi czas.
Z planów na szczęśliwą przyszłość Huma, nie pozostało dosłownie nic. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy został porzucony przez ukochaną żonę. Momentalnie znalazł się on na dnie swojej pozornie nic niewartej egzystencji. W takim stanie znalazł się on na środku jałowego pustkowia, które mogło stać się jego końcem. Nawet wiernie towarzyszący mu magiczny jednorożec, który zawsze epatował dużą żywiołowością, tym razem jest mocno przygaszony. W czeluściach rozpaczy i niemocy zawsze jednak musi pojawić się promyk nadziei, pozwalający spojrzeć w przyszłość. W tym przypadku będzie to pewne spotkanie, dzięki któremu Hum zrozumie, czym tak naprawdę jest „prawdziwe życie”.
Coda od samego początku była dość zwariowaną historią fantasy osadzoną w postapokaliptycznym świecie, gdzie nie brakowało doskonale dodanych elementów komedii, romansu czy horroru. To właśnie dzięki takiemu miksowi różności i dość pokręconej wizji scenarzysty, powstała seria, którą można się zachwycać. Trzeci i ostatni tom jest rewelacyjnym zwieńczeniem wszystkich pozytywów tytułu, zapewniając czytelnikowi iście gargantuiczną porcję rozrywki.
W zasadzie próba dokładnego określenia jakości scenariusza recenzowanego albumu wymuszałaby użycie wszystkich dostępnych pozytywnych przymiotników oraz wielu wyrazów dźwiękonaśladowczych określających zachwyt. Simon Spurrier serwuje bowiem czytelnikowi zabawną, zabawną i jeszcze raz zabawną mocno oryginalną fabułę, z masą widowiskowej akcji i taką ilością nieprzewidywalnych zwrotów akcji, że przeciętnemu czytelnikowi zakręci się od nich w głowie. Część trzecia to jeszcze bardziej solidna porcja satysfakcjonującej przygody, w której wszystko należycie zostaje wyjaśnione. Nie może być to jednak zakończenie nazbyt banalne. Coda musi być w każdym calu unikatowa i zaskakująca. Tym razem scenarzysta, kończąc niektóre istotne wątki, zastosował schemat jedna tajemnica – jeden kadr zakończenia. Minimalizm z tej kwestii nie oznacza, że czytelnik pozostaje z dziesiątkami pytań bez odpowiedzi. Wręcz przeciwni wszystko to, co powinno go najbardziej interesować, jest idealnie zakończone. Jednocześnie twórcy pozostawiają sobie pewną dozę otwartości na wypadek, gdyby jednak chcieli kiedyś powrócić do tego zwariowanego świata.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną to zasadniczo niczym nieróżni się ona od poprzednich albumów. Nadal mamy tutaj do czynienia z mocno specyficzną kreską, która perfekcyjnie pasuje do serwowanej treści. Matias Bergara kreśli „tętniącym życiem” zawarowany postapokaliptyczny świat, od którego naprawdę trudno oderwać wzrok. Jego „sztuka” jest imponująca, nieprzewidywalna i mocno inspirująca wyobraźnię odbiorcy. Do tego wszystkiego dochodzi istne tsunami kolorów, które tworzy niebywały i mocno wyczuwalny klimat.
Coda #3 to więc nie innego jak najlepsze z możliwych zakończeń, jakie mogło powstać, aby należycie zadowolić fanów serii. Jeśli ktoś jakimś cudem jeszcze po ten tytuł nie sięgnąć, czym prędzej powinien nadrobić zaległości.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 12.11.2020