Tym razem padło na „Inhumans” z serii „Superbohaterowie Marvela”. Dla niewtajemniczonych – w Uniwersum Marvela jest to podgatunek homo sapiens, który został udoskonalony przez starożytną rasę w taki sposób, że każdy ma jakąś supermoc. Czyli tacy X-Meni, ale z tą różnicą, że łączą ich więzi rodzinne.
Właśnie taką genezę otrzymujemy w pierwszym z pięciu zeszytów albumu (swoją drogą mało, bo daje to łącznie z przedmową i historią Inhumans 120 stron). Szczerze? Nie przekonała mnie ona do siebie. Wydawali mi się oni kopią wspomnianych wcześniej X-Men. Do tego historia wydawała mi się za bardzo przesadzona. Jak dla mnie działo się tam za dużo nawet jak na standardy komiksów Marvela. Nie kupiłabym kolejnych zeszytów z serii.
Za to kolejna, główna historia albumu już podobała mi się o wiele bardziej. Dzieje się ona w czasie większego eventu w uniwersum Marvela, bo w czasie sekretnej inwazji Skrulli (możecie ich kojarzyć z filmu „Captain Marvel”, to byli ci źli zieloni). Okazało się, że król Inhumans, Black Bold, został zastąpiony przez jednego jednego z najeźdźców. Reszta osób z rodziny królewskiej musi stawić czoła Skrullom, jeśli chcą ocalić swojego przywódcę i całe królestwo.
Wiem, wciąż brzmi pompatycznie, ale tym razem wyszło o wiele lepiej. Dostajemy kilka intryg, krwi, a nawet rodzinnych dramatów czy miłosnych rozterek. Bardziej wczułam się w przedstawioną w komiksie opowieść, udało mi się nawet polubić niektórych bohaterów.
Jednak nie obyło się bez uwag. Po pierwsze – początkowo trochę się nie umiałam zapamiętać postaci. Czułam się wrzucona od razu na głęboką wodę, bo zaczynając czytać nie wiedziałam, kim są sami Inhumans, a co dopiero rozróżnić poszczególnych bohaterów. Jedna spokojnie, bo z każdą kolejną stroną było łatwiej, bo bohaterowie są na tyle charakterystyczni, że łatwo ich zapamiętać. Gubiłam się też wśród wydarzeń sekretnej inwazji, ale tutaj też szybko ogarnęłam co i jak.
Nie wspomniałam jeszcze o chyba najważniejszej rzeczy w komiksach, czyli o rysunkach. W obu historiach były one naprawdę dobre. Pierwszy z nich narysował niezawodny Jack Kirby, więc naprawdę nie mam na co narzekać. Za to w drugim wyrzuty do rysowników mogę robić za momentami takie ukazywanie postaci, że mogłyby to wpędzać w kompleksy.
Podsumowując – „Inhumans” nie są jakimś arcydziełem, ale dobrze się przy tym komiksie bawiłam. Mam nadzieję, że Wy mielibyście podobne odczucia.
Autor: arcytwory Data: 27.06.2019