Hajmdal i jego załoga w stosunkowo krótkim czasie doświadczyli naprawdę wiele. Walka z przerażającym wrogiem, utrata planety mającej być nowym domem dla ludzi, do tego jeszcze wewnętrzny but. Nic dziwnego, że wszyscy są niebywale przemęczeni i potrzebują, chociaż odrobiny wytchnienia. Doskonałą okazją do odpoczynku i niezbędnych napraw wydaje się krótkie przebywanie w okolicach planety Manju. Relaks nie trwa jedna zbyt długo, kończy się on w momencie, kiedy do układu słonecznego wlatuje rój okrętów Luusaat. Możliwości są tylko dwie szybka ucieczka albo podjęcie walki i próba ratowania mieszkańców planety przed nieuchronnym drastycznym końcem. Umysł poopowiada jedyne racjonalne działanie, jednak serce i honor nie pozwalają na poświęcenie bezbronnych istot. Drednot wkracza więc do kolejnej niepewnej potyczki, w której można naprawdę wiele stracić. W tym samym czasie sierżant Ezra Leahy wraz z ze swoim plutonem udają się na planetę, z misją ochrony mieszkańców i pozbycia się krwiożerczego wroga. Nic jednak nie idzie, tak jak planowano, dodatkowo ludzie odrywają na niej kolejne tajemnice swojej przeszłości.
„Rozmach” to chyba najlepsze określenie tego, co można znaleźć w owej kosmicznej sadze. Autor od samego początku stawia na widowiskowość, dzięki czemu pozycję czyta się naprawdę bardzo szybko i z wielką dozą przyjemności. Ogromna bezkresna galaktyka, zamieszkana przez dziesiątki najprzeróżniejszych ras, które w dużej części za wszelką cenę starają się „pozbyć” niedobitków ludzkości. Dlaczego grupa bez własnej planety i większej przynależności nagle stała się wrogiem numer jeden? Tajemnica ta towarzyszy czytelnikowi od pierwszego tomu i bardzo powoli jest wyjaśniania. Na pierwszy jednak plan, najbardziej wysuwa się akcja, której w czwartej części zdecydowanie nie zabraknie. Pod tym względem twórca doskonale wie jak zaskoczyć odbiorcę. Była już rasa „pajęczaków”, pojawiły się mordercze „jaszczury” oraz cybernetycznie zmodyfikowani oponenci. Pora więc na kolejny fantazyjny krok i starcie Terrańskich sił z kosmicznymi wampirami.
Fabuła zaserwowana w czwartym tomie prowadzona jest wielowątkowo. Kosmiczne potyczki, walka sił lądowych, ukazanie dalszych losów bohaterów zamieszanych w bunt, rozwijające się relacje pomiędzy niektórymi członkami załogi. Jakby tego wszystkiego było mało, cały czas w tle rozwijana jest historia ludzi, którzy w jakiś sposób powiązani są z innymi galaktycznymi rasami (pojawiają się tutaj między innymi nawiązania do biblii, przeróżnych legend, starożytnej gracji, wypraw Krzyżowych, wojny wietnamskiej itp.). Jest naprawdę bogato, ale tez na tyle „przejrzyście”, że nikt nie powinien się tutaj czuć zagubiony.
Zdecydowanie najciekawszym i zaraz najbardziej kontrowersyjnym elementem czwartej części, są liczne nawiązania do gatunku fantasy. Pojawienie się na scenie krwiożerczych wampirów, może wydawać się odrobinę absurdalne, jednak autor doskonale wie jak spleść pewne zapożyczenia, aby tworzyły one z kosmiczną opowieścią spójną całość. Doskonale jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy będzie tym zachwycony. Ortodoksyjni fani science fiction powinni trzymać się od tej pozycji z daleka.
Pisałem to już przy okazji recenzji poprzednich tomów i po raz kolejny będę musiał się powtarzać. Seria Hajmdal zalicza się do grona pozycji „prostych, łatwych, nastawionych na akcję i zapewnienie odbiorcy chwili intensywnego relaksu”. Jeśli właśnie tego oczekujesz od książki, to zdecydowanie polecam!
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 02.06.2020