OPIS
Siódmy tom najgłośniejszej współczesnej epickiej fantasy ostatniego dziesięciolecia.
"Malazańską księgą poległych" Steven Erikson zostawił daleko w tyle wszystkich pisarzy fantasy. Streszczenie tej, zaplanowanej na 10 tomów powieści jest niemożliwe. Opowiedzieć wszystkie wątki nie sposób, zwłaszcza że wszystkie te nici autor splata w mocny gobelin i nie sposób wyrwać jednej nici bez sprucia całości. Dodać należy, że całość wykończona jest nader starannie i nie dość, że gładko płynie, to w dodatku nie zwisają żadne luźne końce. To już markowa cecha Stevena Eriksona - choć "Opowieści Malazańskiej Księgi Poległych" są niewątpliwie cyklem, to każdy tom zamyka się w spójną całość.
Na kartach powieści rosną całe cywilizacje ze swoimi systemami wartości i są to konstrukcje żyjące, zmieniające się w czasie i w zetknięciu z sąsiadami. Zderzenie dwóch spojrzeń na świat, darwinowskie pożeranie słabszej kultury i spychanie jej przedstawicieli na odległe marginesy stanowi nieustannie powtarzane memento kolejnych tomów powieści.
Druga zaleta Stevena Eriskona to umiejętne szkicowanie wewnątrzludzkich konfliktów. Każda z głównych postaci musi wybierać, co ze sobą zrobić, jakie decyzje podjąć i nie są to rozważania trywialne. Ściślejsze szkicowanie tych osobistych dramatów nie jest możliwe - brak tu miejsca, a i czytelnicy nie ukochali by nas za spoilerowanie
Po trzecie - humor i dialogi. W tym potwornym świecie jest wiele śmiechu. Erikson, jeśli chodzi o szkicowanie zwałów trupów nie ma sobie równych, ale jak mało kto potrafi wieść przez karty powieści zabawną postać, której wypowiedzi będą nieodmiennie radować. W "Przypływach nocy" taką rolę pełni Tehol Beddict, którego rozmowy z lokajem Buggiem (choć nie tylko) są małymi arcydziełami groteski. Autor wykorzystuje tu w pełni swój talent do budowania wieloznacznych dialogów, do ukrywania znaczeń w znaczeniach, rzucania podtekstów i wikłania tropów.
Po czwarte jest to świat skąpany w magii bardziej niż jakakolwiek inna kreacja fantasy. Tu nie da się dopasować schematu "znane + czary", bo krainy wyrosłe w wyobraźni Stevena Eriksona zostały przez magię doszczętnie przeobrażone. Jak gdyby po wszystkich kontynentach przetoczył się gigantyczny czarodziejski walec, wplatający świadomość istnienia magii i magicznych istot w jaźń każdego, komu przyszło żyć w tym fragmencie czasoprzestrzeni. Książki Eriksona są wyśmienitą pożywką dla wyobraźni, a umiejętne wplecenie elementów nadprzyrodzonych, połączone z oryginalnym zestawem ras i starannie dopracowaną historią ich konfliktów, tworzy krajobrazy i wydarzenia przewyższające bogactwem i intensywnością większość wizji, jakie normalny umysł jest w stanie wypracować.
Pozostaje nam więc z zachwytem stwierdzić że z kazdym kolejnym tomem Gaudi fantasy nic nie traci ze swego talentu a "Malazańska księga poległych" jest wyśmienitą lekturą, pełną wszystkich zalet, jakimi szczyci się proza Stevena Eriksona. Warto, naprawdę warto zanurzyć się w niej, zwłaszcza, że Erikson ma nad innymi tuzami fantasy zasadniczą przewagę - potrafi pisać szybko bez strat dla jakości książki. I oby tak dalej.