Czarna magia i krwawe zbrodnie. Książka jako przedstawiciel gatunku kryminału trzyma się utartych i sprawdzonych schematów, znanych z dziesiątek innych dzieł. Co oczywiście dla niektórych może być zbyt mało odtwórcze dla innych zaś zachęcające do sięgnięcia właśnie po tę pozycję. Doświadczony gliniarz z problemami emocjonalnymi, odwiedzający lokalnych przedstawicieli świata przestępczego w poszukiwaniu nowych tropów a wolne chwili spędzający w poszukiwaniu dna butelki. Jak przystało takiego protagonistę, wyznaje on własny kodeks moralny i dąży wszelkimi możliwymi środkami do odnalezienia sprawców i wymierzeniu im należytej kary, często samemu posuwając się do bezmyślnej przemocy. W tym miejscu należy wspomnieć, że autor w dość obrazowy i szczegółowy sposób starał się opisać właśnie takie momenty, kiedy to na drodze komisarza stawał przeciwnik, z którego należało wyciągnąć kilka przydatnych informacji lub po prostu stał on na drodze do prawdy. Walka, w której pięści stawały się głównym orężem, nie ma tutaj nic wspólnego z dżentelmeńską potyczką. Wręcz przeciwnie brudne zagrywki, rodem z portowych slumsów, kastety, wykorzystywanie wszelkich słabości przeciwnika, są tutaj na porządku dziennym i doskonale wpasowują się w klimat książki. Opisy te czyta się naprawdę dobrze, chociaż wszystko powinno być jednak serwowane z umiarem. Jeden, dwa nawet trzy opisy obijania facjaty oponentowi są jak najbardziej wskazane, ale przy większej ilości człowiek zaczyna odnosić wrażenie, że jest to swoistego rodzaju wypełniacz, mający na celu wydłużenie lektury. Zresztą ten sam zabieg można wyczuć w niektórych zbyt mocno „przegadanych” rozdziałach, które nie wnosiły nic specjalnego do samej fabuły, a tylko niepotrzebnie zwalniały tępo całej książki. Na całe szczęście stanowią one tylko mały procent całego dzieła i są do zaakceptowania.
Zdecydowanie jednak najmocniejszą stroną książki jest jej klimat i przynależność do segmentu powieści grozy. Świetnie opisane mroczne zakamarki Nowego Orleanu i równie doskonale przedstawiony kolory tego miasta. Wyraźnie widać, że autor poświęcił długie godziny, aby poznać opisywaną metropolię. Mroczne i brudne zaułki. Knajpy, w których nikt nie przejmuje się zakazem sprzedaży alkoholu a w których łatwiej o zakończenie swojego żywota niż o szklaneczkę naprawdę dobrej whisky. Klimatyczne lokale i sklepy przyciągające w dzień uwagę turystów swoim wystrojem i magicznym klimatem, które po zapadnięciu zmroku zmieniają się w prawdziwe przybytki czarnej magii. Obok świetnie opisanych lokacji na wyróżnienia zasługuje również zaserwowany przez autora klimat grozy. Ciężka atmosfera powieści wyczuwalna jest od pierwszej do ostatniej kartki a niektóre naturalistycznie opisane zbrodnie, mogą powodować u czytelnika dreszcze na plecach. Oczywiście ten element jest podany czytelnikowi z umiarem, żeby nie wywoływać niepotrzebnie uczucia obrzydzenia i wstrętu. W tym aspekcie autor naprawdę wykonał kawał solidnej pracy, dozując wszystkie elementy w odpowiedniej ilości. Czy sprawia to, że po książkę powinni sięgnąć miłośnicy twórczości Lovecrafta? Odpowiedź w tym przypadku nie będzie jednoznaczna. Na pewno wyraźnie można wyczuć, że autor Maciej Lewandowski jest wielkim fanem dzieł wspomnianego pisarza. Mroczny klimat voodoo, zapożyczenia fabularne (chociażby wątek prastarego Cthulhu) – wszystko to jest tutaj zauważane, ale… No właśnie zawsze jest jakieś „ale” – dla znacznej grupy wiernych fanów dzieł Howarda Phillipsa Lovecraft’a, to wciąż będzie za mało. Będą oni odbierać „Cienie Nowego Orleanu” jako dobrze napisany kryminał z elementami grozy, ale nic ponadto. Będą mieć oni w tym dużo racji bo, to właśnie w głównej mierze miłośnicy dobrych kryminałów docenią dzieło Macieja Lewandowskiego, chociaż Ci czytelnicy na półkach których stoją głównie powieści grozy, również mogą sięgnąć po tytuł w momencie, kiedy nie ma pod ręką czegoś jeszcze bardziej przerażającego.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 09.04.2019