O samych daniach nie mogę wiele powiedzieć – przekonam się, kiedy ich spróbuję, ale kilka z nich zdecydowanie wygląda smakowicie. Choćby taki smalczyk (sic!) z fasoli czy ogólnie wszelkie pasty fasolowe. Jest też kilka takich, które wydają się strzałem w kolano – majonez z wody spod ciecierzycy (oczywiście bez jajeczny) to niestety dobry na to przykład, tak samo jak wszędobylska soja, której nie znoszę. Ale tak czy inaczej, hummusy i tego typu pasty wydają się być dobrą (i kolorową!) alternatywą dla nudnych kanapek. Czyś w sam raz na podróż czy na piknik. Wprawdzie przygotowywanie całości potrafi trwać bardzo długo (moczenie ziaren jednak wymaga czasu), ale przyrządzenie danej pasty z gotowych już składników to kwestia kilku minut. Trzeba przyznać, że jak na człowieka, który wcześniej nie potrafił ugotować niczego poza schabowym książka wyszła całkiem udana.

Pięknie wydana książka :) Zachęcające zdjęcia, fajne przepisy (od słonego po słodkie), papier miły w dotyku, okładka chropowata, duża ilość stron - wszystko w bardzo dobrej cenie :) Aby wyczarować przepyszne pasty potrzebujemy jedynie blendera; według mnie przepisy nie są skomplikowane, co jest sporym plusem, jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z pastami :) Niech nie wzbudza lęku pojawiająca się często jako składnik pasta tahini - w książce znajdziemy prosty przepis na jej zrobienie :) Książka sprawdziła się jako prezent świąteczny, teraz planuję zakupić kolejny egzemplarz już dla siebie :)