Budzą się w ciemności, w ciasnej przestrzeni, której nie pamiętają. Potem napotykają korytarz – jeden, drugi, trzeci. Nie wiedzą dokładnie, ile mają lat. Wydaje im się, że niedawno mieli po dwanaście, ale wyglądają prawie na dorosłych. Co się stało z ich rodzicami, domami, życiem? Jak mają się wydostać? Kto ich tu umieścił? Czy ten ktoś chroni ich przed jeszcze większym zagrożeniem, czy trzyma w niewoli, z której trzeba uciekać?
Korytarz biegnie w lewo i w prawo, w obie strony daleko i prosto, jak okiem sięgnąć. Z obu stron – choć po prawej bardziej – cała podłoga jest zasłana jakimiś garbami; kurz i pył pokrywają je równie grubo jak podłoże.
Te garby to…
Zaciskam powieki. Mózg chyba przestał mi działać. Moje myśli dziwnie blokują się w głowie, robią się… zamulone, to chyba najlepsze słowo. Nie umiem poskładać tych klocków w całość. Nie chcę poskładać ich w całość.
Yong skręca w prawo, podchodzi do pierwszego stosu garbów. Pochyla się i coś podnosi. Kurz i pył opadają maleńkimi kaskadami drobin, które zawisają i wirują w powietrzu.