Czasem lepiej jest nie pamiętać. Są rzeczy, które nasza psychika chętnie wymazuje, których unika, z którymi woli się nie mierzyć. Z tym jednak mierzy się Anna Kańtoch, znana i ceniona pisarska-fantastka, w swojej pierwszej pozbawionej znamion fantastyki powieści, a wraz z nią jej najnowsza główna bohaterka Maria.
Był rok 1955, kiedy Jan Peczek, mężczyzna jakich wielu, poszedł na grzybobranie. To miał być rutynowy wypad, trochę darów lasu do zjedzenia już teraz, trochę do przetworzenia na najbliższe miesiące. Wśród drzew znalazł jednak coś więcej, niż się spodziewał. Sześcioletnia dziewczynka o imieniu Marysia, która zniknęła tydzień temu, odnalazła się nagle cała zlana krwią. Niestety wydarzenia ostatnich dni skryła mgła tajemnic – dziecko nie pamiętało nic.
Teraz, trzydzieści lat po tej tragedii, która mimo wszystko skończyła się szczęśliwie, Marysia, a właściwie Maria, uczy w szkole podstawowej. Wystarczy jednak chwila by zmienić wszystko i sprawić, aby koszmar sprzed lat ożył naprawdę. Uczeń, który zamiast sprawdzianu oddaje jej dziwny rysunek, uczeń, który prosi ją o pomoc, zostaje znaleziony martwy. Kiedy giną kolejne osoby, Milicja stara się znaleźć mordercę, ale i Maria także działa na własną rękę, bowiem czuje, że obecna sytuacja ma związek z tym, czego nie pamięta…
Czasem zapomnieć to łaska, jak mówi ciotka Marii. Ale czasem przypomnieć sobie po prostu trzeba.
O twórczości Kańtoch słyszałem wiele dobrego, lista nagród, jakie otrzymała jest naprawdę imponująca, ale dotychczas tak się złożyło, że nie miałem okazji obcować z jej literaturą. Bywa. Cieszę się jednak, że nadrobiłem ten błąd, bo błąd to był niewątpliwy. I choć czasem zapomnienie to łaska, warto jednak pamiętać o autorach takich, jak Anna Kańtoch.
Jej najnowsza powieść to niby nic takiego. Fabuła to schemat thrillera/kryminału przecież, umiejscowiony w czasie w popularnym literacko PRL-u, a jednak jak to się świetnie czyta. Ile w tym emocji, zaciekawienia i mocnych wrażeń. A przy tym jak przyjemnie napisana. Bez przyciężkiej stylistyki, bez zbędnego wodolejstwa, za to z lekkością, acz niebanalnością. A przecież w przypadku thrillera, gatunku w którym nie dzieje się już prawie nic nowego, w banał popaść łatwo. Kańtoch na szczęście z walką z tą materią wychodzi obronną ręką, może za sprawą wyczucia to, może dzięki przełamaniu całości momentami zaczerpniętymi ze stylistyki grozy, z pewnością jednak dzięki talentowi.
I dlatego po „Łaskę” sięgnąć jest warto. Przyjemna to lektura, dla fanów dreszczowców i silnych doznań, sprawna, może nie nazbyt oryginalna, ale na pewno satysfakcjonująca i udana. Polecam.
Autor: Michał Lipka Data: 25.03.2016