Przerażająca, przejmująca, wstrząsająca – przepełniona nadzieją autobiograficzna książka o beznadziei.
Wyobraźcie sobie, że jesteście sparaliżowani. Nie możecie ruszyć ręką, nogą, głową, palcem nawet. Wasz organizm jest w stanie jednie wykonać nieznaczne drgnięcie, byście mogli choć ułamek milimetra przesunąć kończynę, żeby zmniejszyć przejmujący ból. Nie potraficie nawet przełknąć śliny, a jedyne, do czego jesteście zdolni, to mruganie powieką. Jedną. Jedyną. Wasz sposób na komunikację ze światem. I tak do końca życia, w trakcie którego Wasz stan nie ulegnie poprawie…
Z czymś takim zmierzył się Jean-Dominique Bauby. Człowiek, któremu w życiu dobrze się układało, do momentu, kiedy dostał niespodziewanego wylewu. Efekt? Uszkodzenie rdzenia przedłużonego i paraliż, a właściwie jego najgorsza odmiana: locked-in syndrome. Uwięziony we własnym ciele, więzień szpitala i niemocy, bez szans na wyjście z tego stanu, próbuje dalej żyć. Sensem życia zaś staje się dla niego pisanie książki. Relacji z codzienności. Chociaż pisanie to za dużo powiedziane – Bauby mrugnięciem powieki dyktuje jej treść litera po literze, dając dowód siły ludzkiego ducha i determinacji, która potrafi utrzymać przy życiu lepiej, niż najnowocześniejsza aparatura medyczna.
Z jego syzyfowej pracy, pracy, której nawet nie potrafię sobie wyobrazić, wyszła cienka, bo licząca sobie zaledwie nieco ponad sto dwadzieścia stron, książka, która przejmuje do głębi serca, duszy, umysłu i szpiku kości nawet. Książka, o której nie da się zapomnieć. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa, mam ciarki na plecach. A przecież wiedziałem co mnie czeka, widziałem już w końcu film, znałem dobrze te zdarzenia. I co z tego, kiedy film, choć także przejmujący i poruszający, nie mógł się jednak równać z relacją z pierwszej ręki. Słowami wymruganymi przez człowieka, dla którego każdy dzień był agonią i walką. Agonią i walką, która przecież zdarzyć się może każdemu z nas. Trudno jest w to uwierzyć, w trakcie lektury człowiek najchętniej zanegowałby istnienie locked-in syndrome, ale fakty są, jakie są.
Całość napisana została minimalistycznie, przepełniona jest jednak emocjami tak silnymi, że wcale nie potrzeba niczego ponad to. A efekt końcowy, szczególnie jeśli zechce się zaangażować bardziej i poznać fakty, których książka już nie dopowiada, sprawia, że „Motyl i skafander” to jedna z najlepszych książek, jakie w ostatnich latach miałem w rękach. Rzecz absolutnie warta przeczytania i przekonania się, jak jednak mimo naszych codziennych problemów, nasze życie jest piękne. Dlatego polecam gorąco, polecam bardzo i z całych sił, a wydawnictwu Terytoria składam serdeczne podziękowania za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Autor: Michał Lipka Data: 12.11.2015