OPIS
Alicja Borowiecka umiała dostrzec doskonałość dzieła Stwórcy nawet w rzeczach niepozornych, małych i codziennych. Tych w zasięgu wzroku i na wyciągnięcie ręki. Zachwyt nad lipą, co za oknem, karłowatą sosną, kurczowo trzymającą się piaszczystej gleby, zwiędłym liściem klonu, z którego można wyczarować jesienną różę, wsiąkał do serca. Przez długie lata ubierała go w słowa i przenosiła na papier.
Umiała również dostrzegać piękno w ludziach. Wszystkich – co nie jest ani łatwe, ani powszechne. O ludziach – najbliższych, ale nie tylko – pisze ciepło, z miłością i wyrozumiałością. Nie ocenia, nie poucza. Jedynie czasem przemknie się w strofach mała nuta zatroskania i refleksji nad krętymi drogami Człowieka.
Wydanie debiutanckiego tomiku wierszy po ukończeniu osiemdziesięciu lat nie jest zjawiskiem zbyt częstym. Alicja Borowiecka przez lata gromadziła swoje codzienne, wieczne zauroczenie urodą Świata na dnie serca. Wiersze rodziły się same. Spisywała je, jakby od niechcenia, a potem wrzucała do szuflad jak ulęgałki do koszyka. Teraz dojrzały i czas się nimi podzielić.
Są ciepłe i słodkie. I trochę cierpkie. Autorka nie próbuje szokować nowatorską formą, łamać konwencji, szukać nieodkrytych metafor. Nie pisała dla krytyków. Ona po prostu dzieli się z ludźmi radością z codziennego odkrywania piękna w ludziach i rzeczach. I najpiękniej, jak potrafi, dziękuje Stwórcy za Jego doskonałe dzieło.
Jeśli po przeczytaniu tych wierszy dostrzeżesz, jak piękna jest smużka słońca na kuchennym stole, przy którym pijesz poranną kawę, to każdy twój dzień będzie radosny.
Marianna Obłoza, fragm. Wstępu