OPIS
Psychiatrzy interesowali się tym, czy kiedykolwiek myślałem, że wszyscy sprzymierzyli się przeciwko mnie. – Na początek pięć milionów czytelników dziennika The Sun, jeśli to jest dla nich odpowiednie miano – odpowiedziałem. – Ten brukowiec przeprowadził kampanię protestującą przeciwko luksusowym warunkom w jakich rzekomo jestem osadzony. Słyszałem, że zaowocowała ona bezprecedensową ilością listów do redakcji, sugerujących całą gamę kar, w większości wykorzystujących chirurgię bez znieczulenia. Okazało się, że pytali się o to, czy kiedykolwiek ktokolwiek szczególnie spiskował przeciwko mnie. – Prokurator generalny? – zasugerowałem. Jego również nie mieli na myśli. Raczej to, czy sądzę, że istnieje jakiś spisek we mnie wymierzony? – Akta mojej sprawy – czy też, by być bardziej precyzyjnym, spraw – były tak obszerne, że wypełniały szczelnie pięć pokoi, zaś dziesięciu prokuratorów, każdy wspomagany przez dwóch urzędników, zaangażowano jedynie do ich badania. Co więcej, przez pewien czas policyjne laboratoria sądowe w całym kraju musiały pracować jedynie nad moją sprawą. Jeśli to nie był spisek wymierzony we mnie, to nie mam pojęcia, co mogłoby być godne tego miana. Nie, również nie o takim rodzaj spisku mówili psychiatrzy. Jeden z nich stracił panowanie nad sobą i zaczął odgrywać obrażonego obywatela: jak ja mogę nazywać to spiskiem, kiedy wszyscy ci ludzi i wszystkie te instytucje starały się dociec prawdy o ciałach znalezionych w moim ogrodzie? – Dobrze – odpowiedziałem – lipcowy spisek przeciwko Hitlerowi, był całkowicie usprawiedliwiony, ale jednak ciągle pozostaje spiskiem.