OPIS
Różnorodność nagrywanego materiału nie pozwala ująć go w proste ramy zestawu czynności, synchronizujących poczynania orkiestry zza dyrygenckiego pulpitu. Autor niniejszej pracy wielokrotnie zmuszony był daleko wykraczać poza schemat dyrygowania wyłącznie orkiestrą lub chórem; świadectwem tego są omówienia przytoczonych w tekście realizacji, które stanowią komentarz do - będącej równoprawną częścią tego wydawnictwa - płyty. Podczas każdego z omawianych tutaj nagrań głównym dylematem, przed którym stawał autor, było wyważenie elementów racjonalnych, wynikających ze specyfiki zapisu i związanych z tym ograniczeń technicznych, oraz pierwiastka emocjonalnego, stanowiącego przecież kwintesencję muzyki. Ten drugi element, tak łatwy do uzyskania i stosunkowo prosty do uwypuklenia podczas koncertu, podczas nagrania staje w obliczu niebezpieczeństwa zagubienia się w gąszczu ograniczeń technicznych. Konieczność precyzyjnego określenia długości nagrywanego fragmentu, zdeterminowanej czasem trwania sceny, bezlitośnie ogranicza stosowanie rubato czy wewnętrznych rozszerzeń rytmicznych. Stukający miarowo w słuchawkach dyrygenta i członków orkiestry metronom organizuje, oczywiście, przebieg całości w czasie, niebezpiecznie ogranicza jednak naturalny sposób frazowania, wynikający z muzykalności wykonawców, a jednocześnie decyduje w sposób zasadniczy o kształcie wyrazowym utrwalanego utworu. Stosowane techniki multiplikowania niektórych partii (wynikające czasami z przyczyn nie tylko artystycznych), komputerowej emulacji niektórych brzmień i łączenia ich z partiami solowymi, nagrywanymi niekiedy w różnych częściach świata, stawiają przed dyrygentem nietypowe wyzwania. Spośród wszelkich czynników synchronizacyjnych elementy metrorytmiczne okazują się w tej sytuacji, wbrew pozorom, najprostsze do utrzymania w należytym porządku. Problemem okazuje się, przy takim rozczłonkowaniu, element emocjonalny, tak łatwy do zagubienia w powyższej sytuacji. We wszystkich pozostałych współczynnikach nagrania współczesna technika staje się sprzymierzeńcem dyrygenta, pozwalając poprawić słabsze technicznie fragmenty. Jedynie emocje, które ze sobą niesie nagrany utwór, pozostają poza zasięgiem najczulszych cyfrowych wskaźników. Tylko dyrygent jest w stanie dopilnować, aby ten subiektywny pierwiastek emocji i napięć pojawił się na każdym z dziesiątek nagrywanych śladów i złożył się ostatecznie w spójną, oddziałującą na widza czy słuchacza całość. Dysponuje on bowiem swego rodzaju mapą emocjonalną, zakodowaną materiałem dramaturgicznym, któremu ma ostatecznie towarzyszyć nagrany fragment; według niej prowadzona jest percepcja widza, siedzącego w fotelu kinowym czy teatralnym.