OPIS
Jedna z najpopularniejszych powieści Stanisława Dygata pełna przewrotnej ironii i specyficznego Dygatowskiego humoru.
Architekt Marek Arens, któremu sławę przyniosła lekkoatletyka, spotyka na balu maskowym tajemniczą, intrygującą Jowitę. Dziewczyna jednak znika bez śladu. Mimo że Marek rozmawiał z nią zaledwie chwilę i widział tylko jej oczy pod czarczafem, nie może o niej zapomnieć... Czy Jowita to kobieta z krwi i kości, czy wytwór jego wyobraźni? Wkrótce Marek poznaje studentkę Agnieszkę, w której się zakochuje. Podejrzewa, że jest ona Jowitą...
„Disneyland” to powieść o pogoni za marzeniami, o pogoni za miłością i szczęściem. To również realistyczny wycinek rzeczywistości lat 60. XX wieku – środowiska artystycznego i intelektualnego. Wspomnienia głównego bohatera oraz rozważania o sprawach dla niego najważniejszych – miłości i wierności, przyjaźni i lojalności, kobiecości i męskości, poszukiwaniu sensu życia – sprawiają, że powieść jest i będzie zawsze aktualna.
„Disneyland” został zekranizowany przez Janusza Morgensterna w 1967 roku – film zatytułowano Jowita (nagroda za reżyserię na festiwalu w San Sebastian). Autorem scenariusza był Tadeusz Konwicki, a dialogów – Stanisław Dygat. W filmie wystąpili m.in. Daniel Olbrychski, Barbara Kwiatkowska, Kalina Jędrusik i Zbigniew Cybulski.
Niezwykłe, jak się znalazł ten zdolny człowiek w polskiej literaturze współczesnej, pełnej łez, patosu i okrzyków rozpaczy. Zaprawdę, Dygat zasługuje na to, aby mieć u swego boku krasnoludki, które przygrywałyby mu na złotych harfach albo przynajmniej sentymentalnego diabełka w butelce, co z wnętrza szklanego więzienia opowiadałby mu swoje dziwne przygody (...). Jego wyśmienite książki są tak zabawne i osobliwe, że muszę skapitulować wobec pokusy opisu ich treści. A jednak ukazują one tylko smutne igraszki człowieka, który nieustannie dziwi się, jak beznadziejnie głupi i pozbawieni humoru mogą być dorośli, jak mało serdeczności sobie okazują; dziwi się też, jak mogą spędzać czas zajmując się tylko polityką, wojną i wszelką rozpaczą, gdy przecież Bóg wie, iż trochę zabawy, trochę nieszkodliwego pobajdurzenia i, przy okazji, rozkoszowania się tym, a o ileż byłoby przyjemniej i ładniej.
Marek Hłasko