OPIS
Był Kawafis, był Jabes. Jest Kalwas: urzeczony urodą miejsc i ludzi wczytuje się w tajemnicze szyfry al-Iskanderiji. Z synem Hasanem karmi czekoladkami koty, regularnie odwiedza smutną i piękną nieznajomą nad brzegiem morza, słucha natchnionego śpiewu Saviny i fletu szewca Husseina. Fotografuje, nagrywa, zapisuje. Skrzętnie gromadzi obrazy, słowa, fakty, poruszając się swobodnie w przestrzeni ostatniego czterdziestolecia, między Stępińską na Mokotowie a plażą Silsila. Wyczulony na rytmy i smaki układa wielobarwne mozaiki. O ile jednak aleksandryjczyk z urodzenia Kawafis starał się być chłodny i obiektywny, o tyle Kalwas – Polak z mocy języka – nie wyzbywa się czułości, nie ukrywa wzruszenia.