Powiem Wam, że ogromnym sentymentem darzę "Rodzinę Addamsów" z 1991 roku i jej sequel z 1993 roku. Dla mnie to obok pierwszego "Soku z Żuka" jedna z najlepszych czarnych komedii, jakie oglądałem. Swego czasu miałem obydwie nagrane na VHS-ie i katowałem je na okrągło. No i Christina Ricci hehe... Co mi się w nich szczególnie podobało, to sposób funkcjonowania całej rodziny, ta mroczna otoczka doprawiona pikantnym poczuciem humoru oraz ten totalnie niekonwencjonalny i osobliwy sposób wychowywania dzieci. Czytając ostatnio komiks "Belzebubs" autorstwa JP Ahonena, poczułem się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem przygody Addamsów, znajdując w nim dokładnie wszystko to (a nawet więcej), czym zachwycił mnie obraz Barry'ego Sonnenfelda.
Poznajcie Sløth i Lucyfer, totalnie zakochaną w sobie parę oraz ich dzieciaki, Lilith i Lewiatana - familię zupełnie inną od tych, które widzimy na co dzień dookoła nas, w której potwory spod łóżka to najlepsi kompani do zabawy, a najfajniejsza rozrywka to przyzwanie demonów. Panie i Panowie, przed Wami "Belzebubs".
Pierwszą rzeczą, która od razu rzuca się w oczy, to ciekawy sposób prowadzenia fabuły. Historia skonstruowana jest bowiem w formie wywiadu, jaką anonimowy rozmówca, przeprowadza z dwójką głównych bohaterów. Dzięki temu zabiegowi poznajemy kilkanaście epizodów z życia naszych protagonistów, a wszystkie one ubrane są w taką dawkę humoru (tego mrocznego przede wszystkim), że nawet nie liczyłem ile razy płakałem ze śmiechu, śledząc co też wyprawia ta totalnie zakręcona rodzinka i ich znajomi. Bo jakby nie patrzeć komiks ten to przede wszystkim wysokiej klasy czarna komedia, którą spokojnie można postawić obok filmów, o których pisałem na początku. Trzeba również pamiętać, by na niektóre rzeczy z tego albumu patrzeć z przymrużeniem oka, bo niestety wiem, że znajdą się osoby, które pewne treści mogą w jakiś sposób "obrazić". Ja do nich nie należę, także nie poczułem się ani trochę urażony, wręcz przeciwnie jak widać bawiłem się znakomicie.
Druga rzecz to muzyczny akcent tego komiksu. Kurde, powiem Wam, że przewracając kolejne strony czułem, wręcz słyszałem miażdżące black/death metalowe nuty, jakie atakowały mnie z każdego niemal kadru. Szczególnie zapadła mi w pamięć scena, kiedy chłopaki zdzierali gardła, krzycząc "Death!!!" - rewelacja. Ogólnie obowiązkowo do lektury polecam jakieś mocne pierd.......e, ja słuchałem bodajże płyty "Nadir" zespołu Groza, który notabene wchodzi mi jak złoto.
Trzecia sprawa to grafiki, które całkowicie skradły wypełnioną mrokiem część mojego serducha (bo mam takową). Przede wszystkim czarno-białe - no nie wyobrażam sobie koloru w tym albumie, kompletnie zepsułoby to jego atmosferę. Z początku można odnieść wrażenie, że są one proste, w takim trochę "gazetowym" stylu, którym charakteryzowały się historie obrazkowe drukowane niegdyś w różnych czasopismach, ale mija ono bardzo szybko, bowiem wraz z rozwojem fabuły Ahonen wrzuca do nich całą masę szczegółów i detali (jak chociażby sceny przywołania demonów), które robią genialną robotę. Poza tym ten klimat... Ludziska miodzio...
Podsumowując, świetny, wypełniony po brzegi metalową energią i najczarniejszym, mrocznym humorem komiks, który rozbawi nawet największych smutasów. Dla mnie totalna bomba!!!
Tyle ode mnie!!! Do usłyszenia!!!
Autor: Kilka zdań o... Data: 18.10.2024