Niby suprhero, ale tak nie do końca superhero! Najbardziej oczywiste porównanie, które się nasuwa, to seria gier Fallout, zwłaszcza część New Vegas! Postapo świat wydawał się też bliźniaczo podobny, do tego z Mad Maxa, a i jeszcze, jako głównego antagonistę mamy typa w stylu Joffrey z „Gry o Tron”.
No, ale przejdźmy do protagonisty. Geiger jest archetypem tragicznego bohatera, któremu zależy na ocaleniu nieswojej rodziny (ile razy to już było wałkowane?). Jego moce są cudownie przesadzone, a on jest trochę bohaterem w stylu Batmana - stoickim, niekiedy mrukliwym facetem, ale tam w środku, to łagodny, rodzinny facet, który po prostu chce znaleźć fajną książkę do przeczytania. Twardy kowboj, ale o złotym sercu. XD I kurczę, przyznać muszę, że ten cały wymieszany kociołek tutaj jest smaczny, choć niekiedy da się odczuć, że brakuje kilku przypraw, zwłaszcza w finale.
Podoba mi się, jak „Geiger” poświęcił trochę czasu, aby zbudować coś dużego (to ogólnie będzie całe uniwersum), ale sam w sobie jest zamkniętą historią. Choć moim zdaniem, jak już wcześniej wspomniałem, brakuje tutaj dobrego zakończenia. Cała ta „moc miłości i rodziny”, która ratuje bohatera przed całkowitą utratą kontroli, wydała mi się trochę naciągana i zbyt pospieszna. Niemniej, komiks ten ma sporo fajnych pomysłów, klarowną akcję, minimum zbędnych monologów. A do tego oprawa graficzna jest tutaj na najwyższym poziomie. Gary Frank (z kolorami Brada Andersona) daje nam odpowiedni dotyk realizmu, piękne dystopijne pejzaże, neony i złowrogie tony, gdy odwiedzamy Vegas. Grafika robi dokładnie to, co powinna - uzupełnia historię.
Nie jest to żadna rzecz z cyklu „must read”, ale jako czytadło do poduchy sprawdza się znakomicie. Mam cichą nadzieję, że reszta „Bezimiennych” też takowa będzie.
Autor: Oli Data: 09.07.2023