Komiks zaczyna się z grubej rury. Oto czeka nas pojedynek pomiędzy dwójką najlepszych zawodników na świecie. I już w tym miejscu wszyscy fani wrestlingu zdadzą sobie sprawę, że autor w pewnym sensie bardzo swobodnie podchodzi do tematu. To znaczy, nie będzie on tutaj przejmował się panującymi w rzeczywistym świecie podziałami, konfliktami i upodobaniami fanów. To ma być trochę taka laurka z jednej strony, a z drugiej wciągająca i pełna emocji fabuła. Wracając jednak do samej historii, naprzeciw siebie stają aktualna mistrzyni Yua Steelrose oraz Cobrasun.
Pierwsze plansze podkreślają nie tylko jak ważny jest to pojedynek, ale również jak wiele znaczy dla zawodników. Następnie dowiadujemy się, kto przyjmuje rolę bohatera, a kto złoczyńcy i ruszamy z tym koksem. W trakcie walki dochodzi jednak do niefortunnej pomyłki. Przez to mistrzyni doznaje poważnego urazu i trafia do szpitala, gdzie niestety umiera. Już sam ten start historii jest mocno nacechowany emocjonalnie. Ledwo zdążyliśmy zobaczyć, jak ważny dla bohaterki jest ten sport, a co ważniejsze jak istotna jest dla niej rodzina, a już musimy mierzyć się z wielką tragedią. Bardzo spodobał mi się ten pomysł autora, gdyż do takich wypadków dochodzi często (niekoniecznie śmiertelnych). Nawet gdy mowa o największych profesjonalistach.
W tym momencie zastanawiamy się, jak poradzi sobie jej mąż, brat, a w szczególności córka. Jak to również bywa w prawdziwym życiu, córka Lona, która całe życie idealizowała swoją matkę, postanawia pójść w jej ślady. Stara się zostać zapaśniczką. To jej losy, po 10 latach od śmierci Steelrose śledzimy na kartach komiksu. Obserwujemy, jak próbuje odnaleźć się w świecie wrestlingu, mając trudności ze znalezieniem trenera. I tutaj Johnson dorzuca element fantasy w postaci niejakiego Willarda Necrotona.
Mocno nietuzinkową postać (mającą min. zdolność wskrzeszania zmarłych), która zakochała się we wrestlingu. Uwięziony w innym wymiarze bohater niezwykle umiłował sobie ten rodzaj rozrywki i postanowił zorganizować turniej dla drużyn z różnych światów. Zwycięska ekipa będzie mogła poprosić o przywrócenie do życia zmarłej osoby. Chyba domyślacie się już, o czym tak naprawdę opowiada komiks. Prawda? Tylko najpierw Lona musi przekonać do siebie partnera, a potem jeszcze pokonać kilku naprawdę potężnych rywali. Dla wszystkich z nich wrestling nie jest „udawany”, lecz prawdziwy. Czeka nas więc zatem mnóstwo przelanego potu, połamanych kości, a nawet strumienie lejącej się krwi.
Autor naprawdę świetnie czuje konwencje wrestlingu. Jego komiks doskonale oddaje te wszystkie emocje, wysokie stawki i dramaturgię towarzyszące najważniejszym walkom. W taki oto sposób wyznaje swoją miłość do tego sportu. Robi to w zaiste kolorowy, nierzadko naprawdę zaskakujący sposób, popuszczając wodze swojej wyobraźni. Tworzy barwnych, charyzmatycznych bohaterów, korzysta ze znanych fanom ringowych chwytów, dodając do nich coś ekstra. Bywa naprawdę brutalnie, ale też zdajemy sobie sprawę, o co toczą się te starcia.
Komiks wciąga, gdyż jest pełen naprawdę dynamicznej akcji. Przyglądamy się różnym stylom walki i najbardziej wymyślnym drużynowym akcjom. Czuć tę siłę, szybkość i moc. Niektóre postacie są może przerysowane, ale jest to często element wrestlingu i tutaj doskonale się to sprawdza. Wrestling to swoistego rodzaju walka dobra ze złem. W Z całej pety! została ona po prostu podniesiona do potęgi setnej....
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 14.04.2023