Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna. (II wydanie).

OSZCZĘDZASZ 17,40 ZŁ

okładka

Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna. (II wydanie).

30% taniej
Inpost Paczkomaty 24/712,99 zł
Kurier Inpost12,99 zł
Kurier FedEx13,99 zł
ORLEN paczka8,99 zł
Odbiór osobisty0 zł

Przy płatności za pobraniem do ceny wysyłki należy doliczyć5,00 zł

Wysyłka zagraniczna

Dostępność: 1-2 dni robocze

OPIS

Nazywam się Tomek Pstrągowski i opowiem wam o najbardziej żenującym okresie mojego życia.
 
Przed Państwem komiks, o którym wśród fanów gatunku jest głośno od kilku lat! Maciej Pałka, znany z bezkompromisowej twórczości komiksowej, muzyczny eksperymentator i poszukiwacz zilustrował autobiograficzną opowieść znanego dziennikarza, Tomka Pstrągowskiego.
 
Jak schudnąć 30 kilo? Prawdziwa historia miłosna to brawurowa autobiografia Pstrągowskiego, w której poznacie najbardziej skrywane tajemnice jego życia seksualnego i będziecie mogli kibicować w jego heroicznej walce ze zbędnymi kilogramami.
 
Komiks Pstrągowskiego i Pałki to brutalna gra z fikcją, która wyszła w serii "Nowy Komiks Polski". Małolaty z ostrymi snapami i opowieści o grach w słoneczko to przedszkole przy tej historii! Przesuwamy granice!
 
UWAGA! Komiks zawiera prawdę. Czasem.

DODATKOWE INFORMACJE

    Seria:Jak schudnąć 30 kg?
  • Format:200x275 mm
  • Liczba stron:112
  • Oprawa:twarda
  • Papier:offset
  • Druk:cz.-b.
  • ISBN-13:9788363892777
  • Data wydania:3 luty 2021
  • Numer katalogowy:449868

PRODUKT NALEŻY DO KATEGORII

RECENZJEjak działają recenzje?

Meta czy nie meta? Ktoś wie?

Komiks co najwyżej średni, przyzwoity, bez potencjału do wywołania jakichś wielkich rewolucji na polskim rynku, pozbawiony raczej wielkich erupcji intelektu. Sprawnie poprowadzona narracja, dobre rysunki, rzemieślnicza solidność i to chyba tyle. Mam jednak ambiwalentne odczucia co do przekazu. Bo z jednej strony niby średniawka. Ale po przeczytaniu komiksu przeczytałem posłowie i tu bardzo się zdziwiłem. Kilka lat pracy, szczegóły, często intymne, ze swojego życia, naruszanie prywatności osób autorowi znanych, sprawa z nagimi zdjęciami, które nie istniały, ale istniała osoba niby na nich uwieczniona, jakieś wewnętrzne walki – czy mogę, czy kogoś nie urażę, a może jednak nie, ale co tam, jednak opublikuję, no i opublikowałem, ale może jestem skurwielem, co ja zrobiłem, ale nie, dobrze zrobiłem, oni mnie nie rozumieją, ale nie, może jednak jestem tym skurwielem (któryś z czytelników wziął to na poważnie?), bla bla bla, łolaboga, aj waj itd. – kłótnie z żoną, nagonka na Facebooku, normalnie Sajgon i walka Jakuba z aniołem. Po czymś takim człowiek spodziewa się co najmniej jakiegoś polskiego Fun Home. Ale nie, nic z tego. Wszystko to, co powyżej, rozegrało się jedynie po to, żeby powstało coś tak letniego, średniego, ogólnie nic ponad przeciętność? Czy naprawdę to było warte nie dość że użerania się z własnym życiem, to jeszcze wciągania w to innych? To tylko tyle? Rozczarowanko. Z drugiej jednak strony, jak się ktoś uprze, można tu dostrzec treści o poziom wyżej, coś ważnego moim zdaniem udało się powiedzieć na temat pokolenia rówieśników autora. Wydaje mi się, że rozpoznaję tutaj wiele cech zarówno swoich, jak i moich rówieśników (jestem rok starszy od scenarzysty, a swego czasu zrzuciłem na dobre 10 kilogramów więcej niż w tytule, więc mam dodatkowy pomost do utożsamiania się), że jest tu jednocześnie odpowiedź na pytanie, dlaczego zawsze aż tak bardzo nie lubiłem facetów z mojego rocznika. Po prostu fizycznie nie jestem w stanie ich strawić, mam uczulenie i nietolerancję, każda próba dłuższej rozmowy kończy się potężnym niesmakiem, kacem moralnym i wzdęciami. Ich spojrzenie na świat, zainteresowania, problemy, ambicje, poziom samolubstwa mylonego często z samoświadomością, to porażająca mieszanka. To wszystko jest w tym komiksie, taki jest jego bohater. I to jest naprawdę świetnie pokazane. Z drugiej strony nie wiem, czy ten przekaz był zamierzony, czy tylko tak wyszło. Bo wspomniany przekaz działa tylko wówczas, gdy zestawi się go z posłowiem autora ("Grubas w lustrze"). W związku z tym od razu chciałbym wprowadzić tu jedno rozróżnienie – na użytek tego komentarza będę rozumiał narratora komiksu i autora posłowia jako jednego narratora, ale na dwóch poziomach narracji. Przyjmuję zatem za bardzo prawdopodobny domysł, że autor posłowia to celowo przeniesiony poza komiks ten sam narrator, ale z większym poziomem sprawstwa, choć nadal nierzeczywisty. Coś jak Grant Morrison występujący jako postać scenarzysty w „Animal Manie”. Posłowie byłoby wówczas integralna częścią komiksu. No i tu właśnie mam wątpliwość w ocenie. Czy to posłowie, zawierające niejako rozwinięcie treści komiksu, było faktycznie tym, czym się wydaje na pierwszy rzut oka – czyli takim zbiorem zastrzeżeń, że nie, to nie o mnie, tak naprawdę jestem trochę inny, to jest przesadzone i naciągane, a w ogóle to nikt tego nie zrozumiał i byłem atakowany, a teraz muszę wszystko wyjaśnić w tym posłowiu? Czy może jednak ma ono swoją ważną rolę w samej narracji, ma powodować dodatkową dezorientację u odbiorcy? Budzić wątpliwości, co jest prawdą, a co nie, podkreślić, że żaden twórca nie ucieknie przed faktami ze swojej biografii, choćby się zarzekał jak tylko można, że każda twórczość ma aż tyle z jej autora – te niezamierzone i podświadomie umieszczane fragmenty siebie, swoich przeżyć i doświadczeń - że zawsze będzie to autobiografia? Może dlatego autor stworzył takiego metanarratora, który wcale się nie różni od bohatera komiksu i uprawia tę swoją obłudną, quasinarcystyczną martyrologię dnia codziennego, szukając zrozumienia, a tak naprawdę oczekując, że ktoś go pogłaszcze, przytuli, zaakceptuje i nie będzie krytykował - bo jak pieseczek pokaże, gdzie narobił, to nikt nie będzie miał mu za złe, a on w związku z tym znowu narobi i minę będzie miał przy tym jeszcze żałośniejszą, bo to działa na pańcie rozbrajająco? I od raz zaznaczam – nie chodzi mi o jakieś mętne konstatacje, że tak, że częściowo prawda, a częściowo nie, trochę zamierzone, a trochę nie, no bo gdzie narrator kończy się, a już nie jest twórcą, o nie – któż to wie. Chodzi mi o prostą odpowiedź – to było zamierzone, czy tak przypadkiem wyszło? To dość istotne moim zdaniem. Bo jeśli to nie było celowe rozszerzenie pola narracji, to ja nie mam więcej pytań, odejmuję jedną gwiazdkę od tych trzech i omijam szerokim łukiem, z nadzieją, że narrator - zarówno posłowia, jak i komiksu – kiedyś wreszcie dorośnie i zacznie siebie w sposób konstruktywny analizować, a nie użalać się nad sobą, przeżywać i tylko szukać sposobu, jak można nadal robić te wszystkie samolubne i niedojrzałe, ale łatwe, rzeczy w życiu, ukrywając się za obłudnym samobiczowaniem i niby to refleksyjnym podejściem do samego siebie, które jest dowodem takiej niby ogromnej dojrzałości. Nie jest. To tylko na wpół świadome samooszustwo, fałszywy konstrukt tworzony w celu brania na litość otoczenia. Poza tym każdy student polonistyki wie, że z przeżywania i braku dystansu do siebie, do własnych emocji, do swojego życia, bez świadomości swoich wad i celowego pogodzenia się z nimi lub racjonalnej z nimi walki, nie będzie dobrej literatury, ani komiksu (tym bardziej autobiograficznego – tym bardziej na poziomie „Fun Home”). Tylko obłudny ekshibicjonizm, który nie obchodzi nikogo, oprócz terapeuty i rodziny. Więc jeśli nie ma tu żadnego poziomu meta, to życzę narratorowi, żeby ten dystans i umiejętność analizy, zamiast przeżywania, szybko sobie wyrobił. Od razu przyznam, że bardzo nie lubię bohatera komiksu, jego zachowania budzą we mnie miejscami wręcz obrzydzenie - nie tym, że są żałosne same w sobie, bo to byłoby naprawdę podłe tak oceniać człowieka, który w jakimś stopniu nie radzi sobie z życiem i własnymi słabościami. Bo niby kto sobie radzi, kto jest taki samoświadomy, dojrzały, żeby całkowicie nad sobą zapanować? Raczej byłbym ostrożny ze wskazaniem kogokolwiek. Ale ta wyczuwalna obłuda jest już nie do zniesienia. Bohater sprawia wrażenie, jakby mu było wygodnie być tym grubasem, użalać się nad sobą, oczekiwać zrozumienia od otoczenia, a jednocześnie nadal sprytnie tkwić w swoich nawykach, samochwalstwie, zadufaniu w sobie, narcyzmie usprawiedliwiającym wszelkie niedoskonałości (bardzo skuteczna maska dla narcyzmu). Bo jak inaczej tłumaczyć te jęki, zarówno narratora komiksu, jak i narratora posłowia – że ja wiem, że robię źle, no wiem, że nie powinienem, no tak, pewnie jestem skurwielem, ale co tam, i tak to zrobię. Proszę bardzo, pogardzajcie moją słabością – ale zastanówcie się, jakimi ludźmi będziecie, jeśli mnie ocenicie. Co, sami jesteście lepsi? No nie, też skurwiele z was, nie macie więc wyboru, wybaczcie mi, zrozumcie, a potem mnie żałujcie. Poza tym może i jestem gruby, ale nie jestem taki najgorszy. To też macie zauważyć, bo znowu, co z was za ludzie w przeciwnym razie? Umiem wyrwać laskę w klubie, niektóre biorę na bloga. Dlatego w tej scenie, w której bohater stoi przed publicznością ze spuszczonymi majtkami, mówiąc, niby to szczerze, jaką jest łajzą, wystawiając się na drwiny, i tak daje się wyczuć ekshibicjonistyczna przyjemność z tej samokrytyki. W końcu to on jest najważniejszy, to on jest w centrum uwagi. A co jeśli się narratorowi znudzi budzenie współczucia i zechce mu się podciągnąć majtki i wstać z kolan? Nic prostszego, schudnie 30 kilogramów. W końcu każdy grubas wie, że nie ma nic bardziej imponującego dla otoczenia, niż taka przemiana. I że wystarczy pół roku jako takiej pracy nad sobą, żeby zbierać oklaski, gratulacje, pławić się w zachwycie i odkryć w sobie dumnego samca i zdobywcę. A potem znowu przytyć. Tak czy owak, obłuda, obłuda, jeszcze raz obłuda i tona fałszu. Od razu chciałbym tu się zdystansować od podejścia typu „nie mogłem polubić bohatera, nie utożsamiałem się z nim, dlatego historia mi się nie podobała, a fu, jedna gwiazdka”. To bzdura oczywiście. Ocena bohatera jest nieistotna, chyba że ocena jego konstruowania przez autora. Istotna jest tylko jakość dzieła. Mogę nienawidzić bohatera z całego serca i życzyć mu śmierci w męczarniach, ale ocenianie dzieła tylko na podstawie mojego przeżywania jest wysoce kompromitujące. Chyba że to telenowela. W końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że „Zmierzch Bogów” to zły film, bo nie mógł utożsamić się z bohaterami, w końcu to prawie sami faszyści. Dlatego ocena bohatera nie wpływa na moją ocenę komiksu w tych aspektach, które uważam za podejrzane – wręcz przeciwnie. Jak już wspomniałem, uważam konstrukcję tej postaci za bardzo dobrą, przemyślaną i dużo mówiącą o pokoleniu, do którego sam należę. A to już nie byle co, zawrzeć jakąś prawdę o pokoleniu. Z kolei podejście na zasadzie zjeść ciastko i mieć ciastko, taką twórczą niekonsekwencję (zrobię coś, co chyba jest złe, ale i tak to zrobię, a potem będę się bił z myślami), taką obłudę można zauważyć wówczas, gdy okaże się, że nie ma tu poziomu meta, a posłowie jest faktycznie tylko posłowiem. Ta obłuda jest powodem, dla którego twórca zatrzymuje się w połowie drogi i robi rzeczy letnie, średnie, bez znaczenia i do szybkiego zapominania. Albo świadomie wybiera się drogę skurwiela, który wykorzystuje fakty z życia innych bez skrupułów, dla dobra sztuki – wtedy trzeba być pewnym tego podejścia, konsekwentnym, zdawać sobie sprawę ze skutków dla siebie i innych. Albo, jeśli nie stać go na taką konsekwencję lub tego po prostu nie czuje, trzeba sobie dać spokój i być konsekwentnym gdzie indziej. Bo paradoksalnie to właśnie artysta skurwiel ma tu wyższość moralną – niby bez skrupułów wykorzystuje innych, ale jednocześnie robi z tego materiału rzeczy wielkie, unieśmiertelnia swoje ofiary, dając im wieczne trwanie w sztuce. Z kolei taki, co to się zatrzymuje w pół drogi i biadoli publicznie, jaka to z niego świnia, po prostu ten materiał zmarnuje i jest w stanie co najwyżej kilka osób zdenerwować. Chociaż i tak nie byłby to poziom hipokryzji, który widzę w komiksie „Weź się w garść”, który niby jest autobiograficzny, ale w którym autorka nie uznała za słuszne powiedzieć absolutnie niczego o sobie. Oczywiście nie jest to wcale konieczne – z tym że jeśli mówi się tyle o innych, wyciąga się fakty z ich życia, ocenia się z pruderyjnej, kabotyńskiej perspektywy nawet ich nawyki seksualne, to jednak wypadałoby dać też coś z siebie, a nie zachowywać sobie bezpieczną pozycję wycofanej narratorki, która o sobie nie powie nawet dziesięciu procent tego, co o innych, mimo że jest bohaterką komiksu – i jednocześnie narratorką, która jedynie dla siebie, co wynika z konstrukcji opowieści – zachowuje przywilej oceniania i obgadywania innych. Okropna obłuda plotkary. Pod tym względem „Jak schudnąć…” jest o trzy poziomy dojrzałości wyżej. Nawet jeśli nie ma tu tego poziomu meta, to cokolwiek mówi narrator o innych, mówi też mnóstwo o sobie. To jest uczciwe. Natomiast jeśli ten poziom meta jest tu zamierzony i objawia się w posłowiu, dodaję jedną gwiazdkę i życzę autorowi kolejnych publikacji, bo na pewno będą coraz lepsze. Dzięki takiemu zabiegowi nie dość, że udało się stworzyć bohatera naszych czasów, portret specyficznego człowieka pogranicza – pomiędzy PRL a RP, pomiędzy komunizmem a kapitalizmem, pomiędzy zabawami patykiem na podwórku a czasami internetu – wraz z jego lękami, wadami, słabościami, ale też ogromną zdolnością do adaptacji. Udało się też pokazać różne pułapki autobiografizmu, ten brak możliwości zachowania dystansu, obiektywizmu, to niebezpieczeństwo popadnięcie w samozachwyt lub samobiczowanie, wreszcie to uwikłanie realnego życia w fikcyjne historie, narracje snute przez otoczenie. Udało się zmylić tropy, wybić czytelnika z poczucia, że czegoś się dowiedział o autorze – dzięki konstruktowi narratora w posłowiu. Co z tego wówczas, że sama historia jest średnia? Przecież tak samo średnie jest życie większości dzisiejszych trzydziestokilkulatków. W takim wypadku średnia historia do powiedzenia nie jest to absolutnie wadą – tak jak nie jest żadnym argumentem emocjonalna niechęć czytelnika do bohatera. Dlatego naprawdę mam nadzieję, że to wszystko zostało jednak zrobione w sposób zamierzony, z prawdziwym dystansem, myleniem tropów, konstruktem dwóch narratorów, poziomem meta. Bo jeśli nie, to naprawdę szkoda wysiłku i żal niewykorzystanego do końca materiału. Jeśli tak, chętnie przeczytam więcej.

Autor: PornoRambo Data: 29.04.2021

DOSTAWA

DARMOWA dostawa powyżej 299 zł!

Realizacja dostaw poprzez:

  • ups
  • paczkomaty
  • ruch
  • poczta

OPINIE

Nasza strona używa plików cookies, w celu ułatwienia Ci zakupów. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności

© 2006-2024 Gildia Internet Services Sp. z o.o. and 2017-2024 Prószyński Media Sp z o.o. PgSearcher