H.P. Lovecraft autor dość specyficznej prozy, która od dziesięcioleci dostarcza miłośnikom grozy, całej masy niezapomnianych wrażeń czytelniczych. Szeroko pojęta popkultura pełna jest najprzeróżniejszych adaptacji jego dzieł. Do tego grona można zaliczyć między innymi komiks Mity Cthulhu, który pojawił się na naszym rynku dzięki wydawnictwu Nons Stop Comics. Automatycznie jednak pojawia się pytanie, czy graficzna wersja Lovecraftowej grozy potrafi przerażać tak samo, jak oryginał?
Komiks jest zbiorem dziewięciu opowiadań mistrza grozy, pośród których znajdziemy samą klasykę. Na sam początek dzieła twórcy komiksu przygotowali dla odbiorcy prawdziwe perełki, czyli: „Zgroza w Dunwich”, „Zew Cthulhu” i „Święto”. W późniejszych rozdziałach można znaleźć graficzne adaptacje opowieści „Kolor z innego wszechświata”, „Coś na progu”, „Widmo nad Innsmouth”, „Szepcącego w ciemności”, „Nawiedziciel mroku” i na samym końcu „Bezimienne miasto”. Opisywanie fabuły poszczególnych rozdziałów nie ma najmniejszego sensu, tym bardziej że fani autora na pewno wszystkie te opowiadania doskonale znają. Nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto nie miał wcześniej do czynienia z licznymi wydanymi na naszym rynku książkami to lepiej, żeby zagłębił się w mono pokręcony wykreowany świat bez wcześniejszego przygotowania.
Jeśli chodzi o ocenę adaptacji „klasyki”, za która odpowiedzialny był Norberto Buscaglia, prezentuje się ona naprawdę bardzo dobrze (mowa jednak tutaj tylko o rodzimym wydaniu). Poszczególne teksty są wierne angielskojęzycznemu oryginałowi, co jest bardzo dużą zasługą tłumaczki Iwony Michałowskiej – Gabrych, która wykonała kawał tytanicznej pracy. W przedmowie dzieła można przeczytać, że album w swojej pierwotnej formie miał kilka mniejszych lub większych problemów jakościowych, jeśli chodzi o treść. Autorzy w paru miejscach popełniali błędy, które wynikały albo z korzystania ze złego przekładu dzieł Lovecrafta bądź nadmiernej nadinterpretacji pewnej treści. To właśnie w przypadku tych drugich problemów tłumaczka pozwoliła sobie na pewną ingerencję w treść i dostosowanie jej do pierwotnego wyglądu.
W przypadku klimatu dzieła nie ma się jednak do czego przyczepić. Buscaglia stworzył komiks, którego historie epatują enigmatycznością, pewną dozą szaleństwa i wyczuwalną trwogą, która ma wpłynąć na wyobraźnie czytelnika, czyli dokładnie tak jak jest w oryginale. Nic nie jest tutaj nazbyt oczywiste, a każdy odbiorca może interpretować poszczególne opowiadania na swój własny sposób.
Najważniejszą częścią każdego komiksowego dzieła jest jego oprawa artystyczna. Śmiało można napisać, że „artyzm” Alberto Breccia doskonale wpasował się w klimat Lovecraftowej prozy, tworząc mocno enigmatyczne rysunki, umiejące potęgować uczucie niepokoju wylewające się z treści pianej, których odbiór zdecydowanie nie będzie należeć do najłatwiejszych. Jeśli ktoś liczy na wyraziste prace i stricte komiksowe walory wizualne, to radzę poszukać czegoś innego. Tutaj artysta od początku do końca korzysta z czarnego tuszu, tworząc z każdego kolejnego kadru małe dzieło sztuki, które będzie wymagać od odbiorcy sporej wyobraźni. Specyficzne pociągnięcia pędzla czy dziwne i na swój sposób przerażające rysunki „wycinanki” po części przypominające twórczość Picasso, są tutaj czymś normalny. Oczywiście obok tej surrealistycznej sztuki komiksowej można znaleźć tutaj kilka naprawdę hiperrealistycznych plansz, które dobitnie pokazują kunszt artysty. Całość z warstwą tekstowa tworzy zwarte i na swój sposób wspaniałe dzieło.
Komiks Mity Cthulhu to tytuł genialny, ale ze względu na swoją specyfikę tylko prawdziwi fani Lovecrafta będą potrafili docenić jego kunszt i będą chcieli umieścić go w swojej prywatnej kolekcji. Cała reszta o ile nie lubi dzieł na swój sposób nieprzystępnych i mocno pokrętnych w swojej konstrukcji (zarówno fabularnej, jak i wizualnej), raczej powinna poszukać czegoś innego.
Autor: PopKulturowy Kociołek Data: 17.03.2020