Co prawda mam tylko trzydzieści kilka lat, więc obiektywnie to nie jest dużo. Ale chyba jednak stary jestem, bo jak zaczynałem czytać komiksy, liczyła się dobra historia i to, żeby w ogóle znaleźć jakiś album, gdzie można go kupić. Po pierwsze komiksy trzeba było jeździć ze czterdzieści kilometrów, do najbliższego miasta, w którym sprzedają coś więcej niż TM-Semic. A po TM-Semic 15 km, do najbliższego miasta z zaopatrzonym kioskiem. Zwłaszcza że ze wsi jestem. Nie mówię, że to lepiej. Lepiej to jest teraz, jest naprawdę w czym wybierać, nie trzeba nigdzie jeździć, wystarczy kliknąć kilka razy na Gildii i za dwa dni przywiozą prosto pod drzwi. Ja tam się cieszę. Ale widzę, że źle robię, bo nie jestem takim świadomym konsumentem, jak niektórzy, nie korzystam z możliwości. Że się cieszę, że mogę kupić kilkanaście komiksów co miesiąc, z dostawą do domu, a w zapowiedziach czeka trzy razy tyle? No żenada. Jaki komiks, jaka historia, co to kogo obchodzi? Najważniejsze, żeby było na grubej kredzie, w twardej oprawie, w powiększonym formacie, z autografem, z obwoluta, ze złotymi tloczeniami, zakładką ze skóry aligatora i listkiem LSD na każdej stronie. Obowiązkowo plansze, próbki zapachowe farby drukarskiej, obrazy mikroskopowe materiałów poligraficznych i certyfikat, że złoto na tłoczeniach jest dwudziestoczterokatowe. No ale szkoda, chyba nie kupię, bo wydawca nie podał gramatury papieru. Jak by podał, to bym się może zastanowił. W końcu jestem świadomym konsumentem. Przecież nie będę googlał tych planszy. Co z tego, że to potrwa kilka sekund i może dzięki temu kupię dobry komiks. Już sobie wyjaśniliśmy że to nieistotne. Gdybym się interesował piłką nożną, byłbym piłkarzem. Chodzi o zasadę, liczy się to, żebym czuł się dopieszczony. Teraz szef wydawnictwa musi do mnie przyjechać osobiście - limuzyną, we fraku i z szampanem - i długo przepraszać, to może kupię. No chyba że rabat będzie mniejszy niż 90%, bo jak nie, to niech zapomną. Tak się dziś kupuje komiksy. Niech się trochę postarają, w końcu jestem klientem i sam jeden utrzymuję polski rynek komiksowy. Zastanawiam się, czy tacy ludzie się w ogóle interesują komiksami? Myślę, że nie bardzo, bo w swoje pasje to się jednak wkłada minimum wysiłku. Na przykład tyle, żeby znaleźć plansze w internecie, zamiast pod co drugim komiksem jęczeć, że zła Gildia nie zamieściła. Nie, oni będą czekać na dodatki, gratisy, plansze i rabaty. A komiks, jak już kupią, to i tak nie przeczytają, bo kto ma dzisiaj czas na czytanie. Lepiej wziąć telefon i poszukać na Gildii, gdzie tu jeszcze nie dodali plansz.
Autor: stary-kojot Data: 31.07.2018