Czyta się całkiem, całkiem, bo tłumacz odwalił kawał niezłej roboty. Harry Absalom to złośliwy zgred, który kipi ciętymi ripostami i złośliwymi przytykami skierowanymi pod adresem każdego. Często jednak humor ten opiera się na doskonałej znajomości "gwiazd" telewizyjnych stacji from England, zatem gdyby nie nieliczne niestety przypisy wiele z tych żartów przeszłyby chyba niezrozumiane. Ja przyznam, że mam kłopoty z identyfikowaniem "gwiazd" polskich seriali i programów rozrywkowych, więc padam w tej grze ze znajomości pulpowego folkloru rodem z UK. Rysunki są niezłe, specydiczne, ale niezłe. To nie żadna orgia wizualna, ale więcej niż służebna rola w stosunku do tekstu. Choć to nie poziom B.B.P.O. 1946-1948 (bo ten tom był według mnie najlepszy, potem już jest niestety gorzej), to jest w tej całej mistycznej bzdurnej otoczce jakaś specyficzna cecha, która pozwala oderwać się od zarzutu skopiowania i powielenia hellbojowych klimatów. 2000AD ma swój charakterystyczny sznyt i Absalom wpisuje się w tę poetykę. To nie jakieś arcydzieło, ale rozrywka dobrej klasy. Postaci to kukiełki wypowiadające fajne teksty, akcja gna do przodu i jakoś leci.