Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zapowiedź Tyler Crossa, to pomyślałem, że Parker Darwyna Cooke'a dostał swojego następcę. Teraz kiedy skończyłem czytać album myślę, że to tylko pół prawdy.
Obu panów łączy to, że są zimnymi, wyrachowanymi draniami, dla których liczą się tylko łatwe pieniądze i oni sami, a kobiety są dla nich tylko kolejnym narzędziem do osiągnięcia celu takim samym jak rewolwer. I na tym podobieństwa się kończą. Bo pomimo, że obie serię to sensacyjno-gangsterskie historię to różnią się bardzo klimatem. Powiedziałbym, że Tyler to swoisty współczesny Spaghetti western, taki jakim operował Sergio Leone. Zresztą w dodatkach, których jest sporo, sami twórcy nie kryją się, że jego filmy były inspiracją dla niech. Ale to wszystko podlane jest sosem współczesności ale Tarantion. Najlepiej to widać w drugim akcie historii, gdzie jest niechronologiczne przedstawienie wydarzeń z różnych perspektyw (jak wspomniana wcześnie perspektywa grzechotnika). Z resztą drugi akt bardzo różni się do pierwszego i tu dopiero ukazane jest mistrzostwo i kunszt fabuły Nuriego. To tu Tyler schodzi na drugi plan, a jego miejsce zajmują bohaterowie drugoplanowi, a sama historia po prostu przewala się po nim. Główny bohater staje mimowolnie uczestnikiem wydarzeń, w których sam nie mam ochoty brać udziału. Powiedziałbym, że staje się ostatnim sprawiedliwym, choć taki tytuł do niego nie pasuje.
Co do samych rysunków to mi się bardzo podobały, choć wiem, że nie wszystkim przypadną do gustu. Jednak nadawały one całej opowieści specyficznego sznytu i świetnie portretowały postacie, z których każda dostała swój unikalny charakterystyczny wygląd, przez co łatwo można było je odróżnić. Zresztą sama kreska powodowała, że nie ma się wrażenia wtórności, że już się to gdzieś widziało, jak to jest w niektórych tytułach. A same kolory nie wiem czy celowo, ale też przywodzą na myśl klimaty westernu.
I pomimo, że komiks ten nie dorównuje złożonością fabularną Kornikom Legionu, które nadal uważam, za historię dużo lepszą i ciekawszą, ale nie ma co się dziwić, bo to bardzo interesujące podejście do tematu historii Draculi, to jednak Tylera czyta się bardzo przyjemnie. Ma charakterystycznego bohatera, którego do końca można nie lubić, ale na pewno mu się kibicuje w osiągnięciu celu.
Autor: Michał Kołek Data: 04.04.2018