Marek Turek, twórca pamiętnego Fastnachtspiel, po dłuższej przerwie powraca z nowym albumem. Albumem ambitnym i dziwnym. Bo chociaż tym razem na warsztat wziął prawdziwą historię artysty sprzed wieku, wciąż pozostaje w sferze onirycznych wizji, do których przyzwyczaił nas swoją twórczością.

Od czasu mojego pierwszego zetknięcia się z twórczością Marka Turka z przyjemnością sięgam po każdą pracę tego Autora. Tak było i tym razem i znów jestem w pełni ukontentowany. Strona graficzna świetna! (dla mnie zawsze jest taka u M. Turka). Przy lekturze tego komiksu miałem ponadto okazję zetknąć się z postacią Hansa Bellmera i jego dokonaniami artystycznymi (zachęcony komiksem poszperałem w poszukiwaniu dodatkowych informacji o nim i jego pracach). Komiks pokrótce przedstawia kilka ważnych epizodów z twórczego życia tytułowego bohatera ukazanych oczami Autora. Elementy rzeczywiste przeplatają się tu z odrealnionymi, delirycznymi, ukazanymi jakby w sennym majaku czy w odmiennych stanach świadomości, gdzie odczuwanie bodźców jest inne, głębsze. Na końcu znajduje się posłowie z krótkim komentarzem Marka Turka dotyczącym prezentowanych epizodów. Zagmatwana biografia i intrygująca twórczość Bellmera przepuszczona przez wrażliwość i niepospolitą kreskę Marka Turka dostarczyła mi naprawdę interesującej rozrywki.

Autor podjął próbę przybliżenia sylwetki Hansa Bellmera, twórcy znanego, takie mam wrażenie, nielicznym. Biografia osadzona w historii przeplata się z tą wyobrażeniową/duchową. Nie pada ani jedno słowo mimo to opowieść jest czytelna i absorbująca. Graficznie blisko ekspresjonizmowi, bywa surrealistycznie, ale miejscami trochę też sztywno. Całość wypada bardziej niż zadowalająco.